Zeszłoroczne wybory prezydenckie na Białorusi skutkowały kilkumiesięczną falą strajków i protestów w kraju. Rok po tych dramatycznych wydarzeniach, kiedy sytuacja się nieco ustabilizowała, spójrzmy na to, jak wyglądała Białoruś tuż po wyborach i jak ją widzą jej mieszkańcy.
Osiemdziesiąt procent. Właśnie taką liczbę na korzyść Aleksandra Łukaszenki zobaczyli Białorusini 10 sierpnia 2020 we wstępnych danych Centralnej Komisji Wyborczej. Powszechne oburzenie wybuchło wieloma protestami w regionach, ale również stolicy, znanej z najbardziej dramatycznych i krwawych wydarzeń. Rozpoczęły się strajki w głównych państwowych przedsiębiorstwach. Co weekend, w Mińsku zbierały się tłumy demonstrantów, zaś w dni powszednie na ulicach panowała tak zwana „cisza przed burzą”.
Minął czas, płomień protestów powoli zgasł. Ale wydarzenia sprzed roku wciąż mają jaskrawe barwy w pamięci Białorusinów. Zapytałem ich, jak w ciągu roku zmieniło się ich mniemanie o zeszłorocznych demonstracjach i co sądzą o dzisiejszej sytuacji w kraju.
„W rzeczywistości, niewiele się zmieniło. Tak, zniknęła aktywność uliczna. Tak, były chwile, kiedy wydawało się, że rozpacz ogarnia cię rozpacz. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że my, Białorusini, w końcu uformowaliśmy się jako naród. I mimo że to nie jest ogromna większość i że większości to nie obchodzi, pojawiła się jednak w końcu taka „warstwa” naszego narodu, która, jak sądzę, doprowadzi nasz kraj do świetlanej przyszłości. Tak, będzie ciężko. Tak, nie można powiedzieć, że ta przyszłość jest pewna. Ale idziemy dalej. Faktem jest, iż nie zostaliśmy „uduszeni”” — mówi „Artiom, mieszkaniec Mińska.
„Białoruś jest wystraszona, ludzie boją się, że pójdą do więzienia. Dlatego protesty nie mają dalszego ciągu. Początkowo władza stosowała przemoc fizyczną, a następnie represje sądowe. Ludzie rozumieją, że nie mają żadnej ochrony. Jak mogą po takim protestować?” — mówi białoruski informatyk obecnie mieszkający w Polsce.
Udzielił mi również komentarza aktywny uczestnik zeszłorocznych masowych protestów w Mińsku: „Kiedy zaczęły się protesty, nie spodziewałem się, że może być tak wielu podobnie myślących ludzi. Nie spodziewałem się, że ludzie zaczną się tym interesować i będą mieli odwagę wyjść, by przynajmniej przyczynić się do stworzenia masowości. Oczywiście, nikt tak naprawdę nie rozumiał i nie spodziewał się tego, co działo się podczas tych pierwszych dni protestów. Byłem bardzo dumny i cieszyłem się, że jesteśmy zjednoczeni bardziej, niż kiedykolwiek. I byłem wściekły, że nie mogłem nic zrobić z tymi, którzy naprawdę organizowali zamieszki i chaos, ale myślałem, że wszystko wkrótce się skończy. Teraz myślę o protestach inaczej, teraz to wszystko jest bezcelowe, o wiele ważniejsze jest zebranie sił i wyjście raz na plac i postawienie kropki na tym wszystkim”.
Opinie Białorusinów są rozbieżne, co świadczy o polaryzacji w społeczeństwie. Ludzie boją się otwarcie wygłaszać swoje poglądy, ale to z różnych powodów: opozycyjnie nastawieni obywatele obawiają się represji, popierający zaś Łukaszenkę — potępienia ze strony społeczeństwa. Jest to głęboki kryzys. Mam nadzieję, że sytuacja w sąsiednim kraju niedługo się polepszy.
Fot. https://pixabay.com/pl/photos/mińsk-białoruś-protestować-kapitału-5512944/
Dodaj komentarz