Biała na czarnym

Kobieta w ciąży jest jak afroamerykanin na przejściu dla pieszych – widać ją tylko wtedy, gdy jest to dla społeczeństwa wygodne. O zaniku kultury w młodym pokoleniu literatura wspomina nie od dzisiaj. Tak zwany konflikt pokoleń nie jest rzeczą ani nową, ani odkrywczą, a jednak zdecydowałam się go opisać. Przede wszystkim z powodu chamstwa, które nie tylko drastycznie postępuje, ale wręcz galopuje.

Będąc w ciąży, nie raz miałam okazję zaobserwować syndrom murzyna na czarnym pasie. W kolejce, tramwaju czy w jakimkolwiek miejscu publicznym, stawałam się dla wielu niewidoczna. Stojąc przy kasie, miałam okazję „podziwiać” wybiegi stosowane tylko po to, aby ominąć wzrokiem mój brzuch. Wzrok wbity w sufit, rzadki splot tkaniny na plecach stojącego z przodu człowieka, metodycznie przeglądana zawartość koszyka.

Nie wymagajmy zbyt wiele, kobieta w ciąży nie jest ani niedołężna, ani kaleka, więc jej spuchnięte nogi nie muszą wywoływać empatii otoczenia. Rozumiem wszystko, ale żeby wpychać się przede mnie w kolejkę, to już zakrawa na kompletny brak kultury, a i taka sytuacja mnie spotkała. Nie jest moim celem uświadamianie społeczeństwa, ani wzbudzanie refleksji w moich młodszych koleżankach czy kolegach. Od czasu do czasu warto wszakże przystanąć na chwilę i zastanowić się nad elementarnymi regułami, których próbowano nas nauczyć.

Dobę po porodzie, gdy moja figura ciągle daleka od doskonałości nadal mogła świadczyć o zaawansowanej ciąży, postanowiłam zapalić papierosa. Wyszłam przed szpital i zaciągnęłam się głęboko. Palacz pali papierosa średnio osiem minut. W ciągu tych ośmiu minut, usłyszałam, że jestem wyrodną matką, że nie kocham mojego dziecka, że je zabijam. Byłam nie tylko, jak ten murzyn na białym pasie, ale wręcz jak czerwona płachta przed oczami byka. Mesjasze, którzy chcieli zmienić świat na lepszy, wyrastali przede mną, jak grzyby po deszczu.

Przez osiem minut spędzonych z papierosem w ręku zwróciłam na siebie uwagę większą, niż przez ostatnich dziewięć miesięcy.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*