Jak przetrwać Erasmusa w Anglii? Co warto wiedzieć o życiu na Wyspach w ramach wymiany? Gdybym dostawała złotówkę od każdego takiego pytania, prawdopodobnie uzbierałabym równowartość tygodniowej opłaty za mieszkanie w brytyjskim akademiku. Warto więc napisać coś w rodzaju małego poradnika.
Przede wszystkim nie zbliżajcie się do sklepów z używanymi płytami o nazwie CeX – wydałam tam chyba połowę swojego stypendium. Nie patrząc jednak z perspektywy kolekcjonera płyt – Anglia jest dla nas dość drogim krajem. Średnia opłata za pół roku mieszkania w akademiku wynosi około 1500 funtów (około 7 000 PLN). Niestety, stancja (przynajmniej w Winchester, gdzie przebywałam) jest raczej w podobnej cenie. Gdy już w ten sposób nadwerężymy portfel, może zrobić się pod górkę, jeśli nie wiemy, gdzie można tanio się zaopatrzyć.
Wszystko zależy od waszego poziomu lenistwa. Ambitni, gotujący sobie sami, powinni zaprzyjaźnić się z siecią sklepów Sainsbury’s (brytyjska wersja naszej Biedronki) oraz Tesco, nieco bliższemu polskim realiom. Sklepem, gdzie tanio się zaopatrzycie nie tyle w jedzenie, co głównie w brytyjskie słodkości, jest Poundland. Jak nazwa wskazuje, wszystko jest w nim za jednego funta. Dosłownie wszystko. Opcja dla leniuchów – wykupić sobie kartę żywieniową na uczelni. Jest to opcja dostępna przy wyborze akademika. Wystarczy zaznaczyć „CATERED”, a dostajemy akademik bez kuchni, za to na naszej studenckiej karcie wyskakuje tygodniowy limit 50 funtów, który możemy wykorzystać w uczelnianej stołówce. Niestety, jest to opcja, która wymaga wydania 500 funtów więcej na akademik. Podoba się? Pewnie nie bardzo. Polecam stawiać na samodzielne gotowanie. Kolega z Polski, który wybrał opcję „catered” tak czy owak chodził do Sainsbury’s. 50 funtów wystarczało mu w stołówce najwyżej na pierwsze 3-4 dni tygodnia. A potem też trzeba jeść.
Skoro mamy gdzie mieszkać i co jeść, można by trochę pozwiedzać. Czym? Opcji mamy kilka, są autobusy oraz pociągi, jak i autostop. Do Londynu autostopem nigdy nie ma problemów, gorzej wrócić, tak więc nie polecam. Autobusy są najtańsze, jednak trzeba odpowiednio wcześnie zamówić bilet, duże zniżki tylko przez Internet. Płatności internetowe są jednak o tyle utrudnione, że brytyjskie firmy nie biorą pod uwagę innej formy niż karta kredytowa. Nie masz karty kredytowej? To nic, zawsze są pociągi i jest RailCard – kosztująca niecałe 30 funtów karta zniżkowa, oferująca na przejazd jakąkolwiek trasą obniżkę o 1/3 ceny. Tak więc za przejazd do Londynu z Winchester zapłacimy 20 funtów zamiast 30, a po trzech takich wycieczkach karta się zwraca. Ja wolałam poprosić kolegę z kartą kredytową o przysługę w zakupie zniżkowego przejazdu busem, więc jeśli będzie taka możliwość – korzystać, prosić i kupować za przysługi piwo (głównie szkockie w większości brytyjskich pubów).
Jednak jeżeli komuś wydaje się wam, że jadąc na Erasmusa do Anglii czeka nas jedynie zabawa, muszę go rozczarować. Trzeba odnaleźć się w klasie pełnej Brytyjczyków, nikt nie zapyta was czy wszystko rozumiecie, a esejów oczekują na poziomie co najmniej dorównującym rodzimym mieszkańcom Wysp. Zaliczyć przedmioty nie jest łatwo, ale satysfakcja po osiągnięciu wyniku najwyższego w klasie pełnej native’ów – bezcenna.
O tym jednak najlepiej przekonać się samemu, bo kilkaset słów napisanych przez kogoś innego nigdy nie odda uroku przygody, jaką jest przebywanie w kraju Beatlesów.
Dodaj komentarz