W dniach Euro dajemy się ponieść piłkarskiej gorączce. Nalepki z piłkarzami do każdego napoju, flagi w oknach, na samochodach i twarzach, obowiązkowa koszulka w barwach narodowych. Transmisje meczu w wielu barach, telebimy na większych placach w miastach. Budki z piwem i wszechobecna policja pilnująca porządku. Nie, to nie Polska, to Euro w Niemczech. Okazuje się, że nie trzeba być organizatorem mistrzostw, aby zgromadzić tłumy w specjalnych strefach dla kibiców.
Największym fenomenem jest jednak siła poczucia jedności. Wchodząc do jakiegokolwiek baru, można spotkać rodaków i usłyszeć kilka, może niezbyt kulturalnych, ale z pewnością nieuniknionych w czasie meczu, słów w języku narodowym. To tyczy się oczywiście wszystkich spotkań piłkarskich, ale niezaprzeczalnym wydarzeniem na skalę krajową są mecze niemieckiej drużyny. Młodzież, studenci, rodziny z małymi dziećmi na rękach – wszyscy przychodzą, by wspólnie ze znajomymi obejrzeć mecz. Nikt się z nikim nie bije, ktoś przegrywa, ktoś wygrywa – dla wszystkich jest to dobra okazja do picia.
Dobrze jest stać się kibicem Niemców, kiedy akurat gra ich drużyna. Wszyscy zawsze świetnie się bawią, śpiewają i wspierają. Nieznajomi stają się przyjaciółmi na 90 minut wspólnych emocji. „Może paluszka? A może piwo? A to podanie widziałeś? Dobre było!”. Aż miło jest popatrzeć.
Dodaj komentarz