Przestrzeganie tej zasady było dla Roberto Manciniego i Rafaela Beniteza priorytetem podczas niedzielnego meczu Chelsea z Manchesterem City. Plan minimum udało się zrealizować, gdyż żadna z drużyn nie straciła w tym spotkaniu bramek. Szkoda tylko, że w starciu potentatów Premier League kibice mogli obejrzeć najwyższej klasy grę jedynie w obronie, bo piłkarska Europa ostrzyła sobie zęby na świetne widowisko okraszone pięknymi golami.
The Blues, którzy znakomicie rozpoczęli sezon 2012/2013, ostatnich tygodni nie mogli zaliczyć do udanych. W Premier League nie wygrali od 20 października, a po blamażu w Turynie szanse na wyjście z grupy w Lidze Mistrzów mają iluzoryczne. Na dodatek w środku poprzedniego tygodnia zwolniono Roberto Di Matteo, którego na stanowisku menadżera zastąpił, pozostający bez pracy przez prawie dwa lata, Rafael Benitez.
Debiut nowego trenera przypadł na mecz z Manchesterem City. The Citizens co prawda w lidze jeszcze nie przegrali, ale z ChampionsLeague drugi raz z rzędu żegnają się po fazie grupowej. Oba zespoły miały więc dużo do udowodnienia. Spotkanie na Stamford Bridge, niestety, kompletnie rozczarowało. Było w nim dużo walki, sporo fauli i wręcz perfekcyjna organizacja gry defensywnej po obydwu stronach.
Efekt „nowej miotły” w Chelsea nie zadziałał. Tylko punkt zdobyty w tym meczu sprawił, że podopieczni Beniteza spadli na czwarte miejsce w tabeli. Manchesterowi City nie udało się utrzymać wywalczonej przed tygodniem pierwszej lokaty. Szansa na bezpośrednie pokonanie aktualnego lidera nadarzy się jednak szybko, bowiem już 9 grudnia na Etihad Stadium piłkarze w błękitnych trykotach podejmować będą Manchester United.
Więcej informacji na www.zkrotkiejpilki.com.
Dodaj komentarz