Schyłek apartheidu w Republice Południowej Afryki. Czterech białych fotografów: Greg Marinovich, Joao Silva, Ken Oosterbroek i Kevin Carter. Są młodzi, zdolni i pragną przekazać światu relację z tzw. Wojny Hotelowej. Dziennikarze okrzyknęli ich „Bractwem Bang Bang”, choć formalnie ono nigdy nie istniało.
G. Marinovich i J. Silva, autorzy książki, jedyni żyjący jego członkowie, zdecydowali, że narratorem będzie Greg. Te wspomnienia to próba uporządkowania przeszłości. Język jest prosty, dynamiczny, miejscami literacki i refleksyjny, niezwykle sugestywny. Szczerość i bezpretensjonalność wypowiedzi są godne podziwu. Otwarcie mówią o tym, że pragnęli pokazać światu, co dzieje się w ich kraju, chcieli dokumentować historię, ale nie tylko. Chcieli również zarobić na utrzymanie, rozwijać się zawodowo. Po prostu kochają fotografowanie. Lubią też adrenalinę. Nie próbują się wybielać, nie robią z siebie bohaterów. Są pełni wątpliwości.
Książka „Bractwo Bang Bang. Migawki z ukrytej wojny.” nie tylko pozwala lepiej zrozumieć jak wyglądała RPA u progu wielkich politycznych przemian, ale przede wszystkim pokazuje nam pracę reportera wojennego. Dotyka podstawowych dylematów etycznych. Co jestem w stanie poświęcić dla dobrego ujęcia? Czy, robiąc zdjęcia, naprawdę pomagam? Kiedy powinno się po prostu odrzucić aparat i komuś pomóc? Jaką cenę trzeba zapłacić za bycie świadkiem krwawych wydarzeń?
Za ryzyko, które podejmują, by zrobić jak najlepsze zdjęcie, otrzymują nagrody, uznanie. Jasną stronę przesłania jednak mrok. Stres, depresja, trauma, koszmary, rany psychiczne i fizyczne. Wszystko, co widzieli i w czym uczestniczyli zostawia ślad. To nie jest praca, po której odstawiasz aparat i o tym wszystkim zapominasz. Ken Oosterbroek i Kevin Carter już nie żyją. Ken został zastrzelony na kilka dni przed pierwszymi nierasistowskimi wyborami w RPA w kwietniu 1994 (Marinovich został wtedy poważnie ranny). Kevin popełnił samobójstwo w lipcu 1994. Nie mógł sobie poradzić ze stratą przyjaciela, z widokiem nieszczęść i cierpienia, z presją i nałogami. Chyba każdy z nas zna jego słynną fotografię z dzieckiem i czekającym na jego śmierć sępem. Urosło ono do rangi symbolu głodu na świecie. Poruszyło sumienia tysięcy ludzi, a autor otrzymał nagrodę Pulitzera. Greg został jeszcze parę razy ranny, a Joao w 2010 roku w Afganistanie stracił obie nogi od kolan. Cena jest wysoka.
Po przeczytaniu „Bractwa Bang Bang” jeszcze bardziej szanuję korespondentów wojennych. Z narażeniem życia i zdrowia informują nas, co dzieje się na świecie, dokumentują historię. Swoimi zdjęciami i relacjami próbują otworzyć nam oczy, poruszyć sumienia. Wierzą, że to, co robią, ma sens. Słyszę niekiedy, że bije ode mnie nieskończona naiwność i idealizm, ale i ja wierzę w to, że jeden artykuł może dużo zmienić.
Tłumaczem i autorem wstępu do książki jest wybitny polski korespondent wojenny i reportażysta Wojciech Jagielski, który miał okazję poznać członków Bractwa Bang Bang .
Dodaj komentarz