Jakiś czas temu, na łamach „Tygodnika Powszechnego” red. Andrzej Stankiewicz pisał: „Po szybkim i momentami brutalnym przejęciu wszystkich instytucji centralnych, Jarosław Kaczyński do domknięcia systemu swej władzy potrzebuje praktycznie już tylko samorządów”. Jak jednak pokazał czas, trudno tu mówić o jednoznacznym „domknięciu”.
Wygląda na to, że po zwycięstwie w 2015 roku i trzech latach rządów, PiS musiało do siebie zrazić niejednego przez bardzo specyficzny dla siebie tok działania i pomysły. Wyraziło się to w wyparciu kandydatów tej partii z wielu większych miast. W tym przypadku można mówić o pewnej dynamice, szczególnie zestawiając to zjawisko z innym – występującym na polskiej wsi. Za przykład posłuży tu, znajdująca się w województwie wielkopolskim, gmina Władysławów. Już trzeci raz z rzędu radnym z Małoszyny zostaje przedstawiciel PiS, Józef Lewandowski. Podobnie jest ze stanowiskiem wójta, która to funkcja także od lat pozostaje w rękach PiS; zmieniła się jedynie osoba, prezentowany interes już nie.
Zarysowane powyżej zjawisko dowodzić może złożoności sytuacji podczas wyborów. Również i tego, że elektorat polskiej wsi – jakich, przypomnijmy, w Polsce jest mnóstwo – potrafi być bardzo stały w uczuciach.
Dodaj komentarz