Dobrze, że w przerwach między pielęgnowaniem statusu najlepszego polskiego wokalisty Kuba Badach znajduje czas na nagrywanie kolejnych płyt. Sława nie przewróciła mu w głowie i nadal pozostaje wierny upowszechnianej od początków kariery muzyce.
Trochę Jamiroquaia, trochę Mietka Szcześniaka, ale przede wszystkim słychać tu idee fixe środowiska polskich muzyków studyjnych, które upodobało sobie właśnie ten styl z pogranicza jazzu, funku i piosenki festiwalowej. Ale jego główną siłą nie są wyłącznie inspiracje, lecz feeling, którego tak brakuje w niektórych nowych produkcjach. Na „Oldschool” K. Badach po raz kolejny tworzy kołyszące ballady. Przewidywalność jego grania jest właściwie… największym atutem wokalisty. Płyta rozpoczyna się utworem „Życie”, który dość szybko zawędrował na czołówki list przebojów (nie bez powodu). „Jestem kimś” zachwyca spokojem i po prostu ładną melodią. Są też piosenki, w których Badach zdradza ciągotki do elektronicznych harmonii rodem z lat 80. („Pusto”). Trafił się i utwór o cechach podejrzanie… dyskotekowych („Jestem kimś”). Na szczęście, mocniejszy puls może oznaczać także całkiem pięknie napędzane dęciaki, takie, co każą szybciej jechać samochodem („Wall of Kindness”). Nie jest to przesłodzony pop dla nastolatków, lecz urokliwe piosenki z elementami jazzu, które rzeczywiście mogą zauroczyć masy.
Wprawdzie, gdy słuchamy tego albumu, częściej przychodzi na myśl określenie rzetelny, niż porywający, to jednak fani Kuby Badacha nie powinni czuć się zawiedzeni. Cała oprawa muzyczna jest bardzo umiejętnie dopasowana do jego aksamitnego, spokojnego głosu. Znajdzie się z pewnością wielu, którym głos tego wokalisty, jak balsam, ugładzi dusze przed snem, a może wywoła rozmarzenie?…
Oldschool – pierwszy autorski, solowy album muzyczny Kuby Badacha, wydany 6 października 2017 przez Agora SA.
Dodaj komentarz