Judyta Sierakowska zasłużenie zbiera pozytywne recenzje swojej książki „Nikt nie słucha. Reportaże o disco polo”. I nic w tym dziwnego. Zmierzyła się z tematem, który – w takim ujęciu – jest prekursorski. I świetnie rozpracowany, odwołujący się do licznych przykładów z życia disco polo wziętych. Jeśli mówi się o niektórych książkach, że są połykane, to – bez wątpienia – ta do nich należy.
Z początkiem lat dziewięćdziesiątych eksplodują zjawiska, których masowość wcale nie wynika z ich jakości. Dochodzi do głosu szeroka publiczność, której gustom starają się sprostać nadawcy i wykonawcy. Niewielu przyznaje się do tego, że ogląda telewizyjnego Big Brothera, ale miliony wiedzą w szczegółach o tym, co wydarzyło się w Domu Wielkiego Brata. Niewielu pochlebnie wyraża się o disco polo, ale miliony kupują kasety, oglądają listy przebojów, z czasem w mig wykupują bilety na koncerty. Pierwsza komercyjna telewizja Polsat zdecydowanie stawia na zespoły tego gatunku muzycznego. Konkurenci kpią, wnet jednak łapią się za głowę (że też my tego nie zrobiliśmy) i nie żałują czasu antenowego na muzykę nazywaną też chodnikową lub taneczną. Nie przeszkadza im jarmarczność i koturnowość kolejnych przebojów. Kuszą natomiast słupki oglądalności. Jak grzyby po deszczu, powstają dyskoteki. Ta w podpoznańskich Manieczkach biła rekordy popularności, miała nawet swoja filię w nadmorskim Mielnie. Gale Piosenki Popularnej i Chodnikowej, potem Biesiadnej, gromadziły w całej Polsce komplety publiczności. Disco polo na dobre trafia pod strzechy, a nawet do polityki.
Sztab Aleksandra Kwaśniewskiego, ubiegającego się o urząd prezydenta RP, zamówił promującą go piosenkę. Za jej sprawą zespół Top One zyskał niebywały rozgłos, okupował listę przebojów Disco Relax. „Ole! Olek!, pisze Judyta Sierakowska, stał się piosenką o największym wpływie na rzeczywistość III RP. W tym teledysku wszystko było przemyślane…” Zdaniem ekspertów A. Kwaśniewskiego, wyborcza piosenka miała dźwignąć jego notowania o dziewięć punktów procesowych.
Od niedawna jesteśmy świadkami kolejnej eksplozji disco polo. Winduje ono kanały muzyczne Polo Tv i Disco Polo Music w tabelach najchętniej oglądanych. Koncerty (z telewizyjnymi sylwestrowymi na czele), festiwale lokalne, regionalne i ogólnopolskie mają milionową widownię. Przy utworach Sławomira, Akcentu, Shazzy, Boysów, Bayer Full, Czadomana, Weekendu i wielu innych grup ludzie świetnie się bawią, rozkołysani skandują imiona swoich idoli. Tysiące weselnych uroczystości, zabaw, domówek upływają przy dźwiękach przebojów disco polo. I znów, jak dawniej, nie słychać, że niewielu słucha, ale miliony chętnie nucą i ochoczo ruszają w tany. Oglądalność/słuchalność trzech najpopularniejszych piosenek („Miłość w Zakopanem”, „Przez Twe oczy zielone” i „Ona tańczy dla mnie”) na YouTube przekroczyła pół miliarda (dzisiaj w godzinach porannych dokładnie były to 503.052.264 osoby). Telewizja publiczna w szczególny sposób honoruje zespoły disco polo, otwiera dlań nowe przestrzenie zdobywania masowej popularności i sympatii. Na koncertach, organizowanych ze scenograficznym rozmachem, frekwencja taka, że przysłowiowa szpilka nie ma tutaj czego szukać.
„Disco polo, jak żaden inny rodzaj muzyki, pisze Judyta Sierakowska w swej książce „Nikt nie słucha. Reportaże o disco polo”, doskonale wyłapuje potrzeby społeczne. Ma za zadanie bawić i robi to doskonale.” Cytuje przy tym Marcina Millera, lidera Boysów: „My nie będziemy śpiewać o śmierci, o chorobie, o nieszczęśliwych dzieciach, stracie majątku, bo nikt tego nie słucha. My jesteśmy takimi muzykami, jakimi ludzie nas chcą. Osiągalnymi. Pod względem muzycznym jesteśmy dla nich takim samochodem klasy średniej, szczytem marzeń. Zwykłemu Kowalskiemu nie jest potrzebny Bentley, bo by się źle w nim czuł.” Z kolei Sławomir Świerzyński, lider Bayer Full, twierdzi, że „disco polo wręcz zostało stworzone na wesela” i nazywa siebie weselnym etnografem.
Typowy wielbiciel disco polo? Marcin Siergieńczuk, były wokalista zespołu Toples, mówi: „To jest ktoś wrażliwy. Ale jest disco polo i jest disco polo. Jest typowe disco polo, czyli umcia, umcia bumcia, i disco polo którego teksty naprawdę mają jakąś wartość i przesłanie.(…) Fani disco polo to przekrój społeczeństwa. Na imprezach bywaja i profesorowie, i doktorzy, i robotnicy.”
Aż dziwi, że disco polo jako zjawisko kulturowe, społeczne, obyczajowe, socjologiczne nie spotyka się z wnikliwym zainteresowaniem badaczy. Wspomniana książka, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, być może zachęci ich do tego. Tym bardziej że jej autorka zgromadziła w piętnastu rozdziałach na 404 stronach frapujące, interesujące i wielowątkowe wydarzenia z burzliwego rozwoju disco polo. Tym bardziej że ich wpływ na życie milionów Polek i Polaków jest bezdyskusyjny.
Fot. Andrzej Piechocki
Dodaj komentarz