O debiutanckiej powieści MICHAŁA PAWŁA URBANIAKA „Lista nieobecności” rozmawiają Dorota Kłos i Szymon Kantorski
S.K. – Trudna książka. Wcześniej wpadła mi w ręce jakaś recenzja, stało się jasne, iż nie będzie to zajęcie na jeden wieczór. Było jednak trudniej, niż się spodziewałem. Wielowątkowość, częste retrospekcje, no i temat śmierci… Sądzisz, że jest to lektura dla wszystkich? Padło nawet stwierdzenie, iż aby zrozumieć tę książkę trzeba mieć już trochę za sobą w życiu.
D.K. – Książka dla wszystkich? Jak coś jest dla każdego to znaczy, że dla nikogo. Literatura jest wspaniała, bo cechuje ją różnorodność, każdy znajdzie w niej ulubiony świat. A wykreowana tu rzeczywistość na pewno spodoba się czytelnikowi czułemu na niuans, dla którego gratką jest poznawanie skomplikowanych psychologicznie postaci, nie dających się łatwo sklasyfikować. Myślę, że to nie struktura książki stanowi o jej trudności, ale tytułowa „nieobecność”, śmierć, która zdaje się być główną bohaterką powieści. Jest wszechobecna, pojawia się w dialogach, myślach bohaterów, przywołuje się ją z pamięci, aż w końcu dokonuje się ona na oczach czytelnika. W obliczu dzisiejszej epidemii, śmierć to chyba ostatni temat, o którym chciałoby się czytać. A jednak, czyż nie jest tak, że wciąż potrzebujemy o niej mówić? Przywołany w książce cytat z powieści Herberta Lawrence’a: „Chciałbym się już uporać z tym problemem. Oswoić proces umierania.” to dla mnie klucz do zrozumienia intencji autora.
S.K. – Tak, w obliczu tego, co ostatnio nas dotyka, chcąc nie chcąc, temat stał się jednym z najważniejszych. Choć przecież był, jest i będzie z nami. I nie wydaje mi się, by przywołana przez ciebie chęć „uporania się z tym problemem” ziściła się kiedykolwiek. Ze śmiercią pozostajemy zawsze samotni, jak bohaterowie książki. Zuzanna, Krzysztof, Artur, pozornie bliscy, lecz tak naprawdę rozdzieleni na „kilka stałych układów”, jak to opisuje Urbaniak. I choć przez całe życie ocierali się na różne sposoby o tę nieuchronność, nie przygotowali się na nią, jak zresztą większość z nas. „Lista nieobecności” to także opowieść o strachu, cieniu rzucanym przez odejście osób bliskich, który na różne sposoby zawładnął bohaterami.
D.K. – Masz rację, strach jest tak silny, że odbiera bohaterom siły witalne. W konsekwencji Artur i jego brat, wciąż wspominający zmarłe siostry, odczuwający ciągły lęk przed utratą siebie nawzajem, nocami rozprawiający o przeszłości i trudnych przeżyciach, stają się dla swoich żon „nieobecni”. Najgorzej znosi to Zuzanna, nie rozumie męża i jego traumy, z irytacją komentuje przywiązanie do tragicznej historii rodzinnej, chciałaby uwolnić jego i siebie od tego dziedzictwa. Dla niej liczy się tylko Artur, posuwa się nawet do wyznania, iż nie kocha własnego syna, a córki urodziła wyłącznie dla męża.
S.K. – Mam nadzieję, że nie „spoilerujemy” za bardzo ewentualnym czytelnikom. Ale właśnie ukazanie wielu odcieni miłości było dla mnie ciekawą stroną tej książki. Bywa bardzo zaborcza, czasem okrutna i raniąca, niekiedy wprost toksyczna, ale Urbaniak to właśnie ją przeciwstawia śmierci, jako obecność drugiej osoby, w odróżnieniu od tytułowej „śmiertelnej nieobecności”. Uczucie u Urbaniaka składa się z detali, to dzień, zdarzenie, rozmowa. I jak na karuzeli, miesza w bohaterach te przeciwieństwa, wywołując na przemian ból utraty, zdrady, rozczarowania, niekiedy tylko pozwala cieszyć się okruchami szczęścia.
D.K. – Te miłości nie są łatwe. Warto wspomnieć o tej mniej oczywistej, wciąż mało akceptowanej społecznie, miłości homoseksualnej. Historia Krzysztofa i Jakuba to zapis dojrzewania do partnerstwa oraz do zdefiniowania własnej tożsamości. Ta miłość wydaje mi się najbardziej bezwarunkowa, jak wyznanie Krzysztofa: „Nie chciałbym, żebyś umarł.” Czyż to nie jest piękne miłosne credo?
S.K. – Tak, ale ta bezwarunkowość uczuć potrafi niszczyć, co Urbaniak dobrze ukazał. W wątkach homoseksualnych ujęło mnie skupienie na kwestiach przeżyć i emocji, bez skręcania w stronę ich społecznej otoczki, ta opowieść po prostu już więcej by nie pomieściła. Przy okazji warto na pewno wspomnieć o stylu tej książki. W toku lektury odnalazłem notatki Artura, owe „zatrzymane chwile”, które miejscami mogły kojarzyć się z prozą poetycką, były bardzo ciekawe. Z drugiej strony uważam, iż w kilku fragmentach dialogów wkradł się pewien patos i sztuczność, choćby urywki rozmów Zuzanny z Honoratą, Arturem. Jak to oceniasz?
D.K. – Tak, gotowe sentencje jakby włożone w usta bohaterów. Przyznaję, iż kilka sobie skrzętnie zanotowałam, jak chociażby tę: „Nie tak łatwo jest umrzeć, zwykle zmierza się do śmierci”. Mogą zdawać się zbyt patetyczne, jednak zmuszają czytelnika do refleksji, pomagają lepiej poznać psychikę bohaterów. A notatki Artura są spójne z jego artystyczną duszą. To ciekawy zabieg, te fragmenty są najbardziej intymnym zapisem myśli bohaterów, a język skierowany w stronę poetyckiej prozy skłania czytelnika do uruchomienia wyobraźni.
S.K. – No, właśnie, wyobraźnia, miałaś kiedyś możność uczestniczenia w warsztatach poświęconych pisaniu, prowadzonych przez Michała Urbaniaka. Czy były tam echa tego myślenia pisarskiego, które odnajdujemy w książce?
D.K. – Zdecydowanie tak, pamiętam uwagi, jakie otrzymywałam od niego na temat moich prób pisarskich. Zawsze doceniał pogłębioną psychologicznie charakterystykę postaci. Zachęcał do pokazywania złożoności charakterów, tworzenia takiego bohatera, w którego czytelnik uwierzy, nawet jeżeli go nie rozumie. I tę magiczną obecność odnalazłam właśnie w „Liście nieobecności”.
Michał Paweł Urbaniak „Lista nieobecności”. Wydawnictwo Mova. 2020.
Dodaj komentarz