Anfield Road od 18 lat pozostaje niezdobyte przez piłkarzy z błękitnej części Manchesteru. Wydawałoby się, że rozpędzona maszyna Pepa Guardioli zmiażdży w niedzielę, poszukujących formy, piłkarzy z Liverpoolu. Tak się jednak nie stało. Trener The Reds – Jurgen Klopp, odpowiednio przygotował swoich podopiecznych zarówno pod względem mentalnym, jak również fizycznym.
Cała zabawa na Anfield rozpoczęła się już w 9. minucie, kiedy to Oxlade-Chamberlain pięknym strzałem z 20 metrów pokonał Edersona. W 40. minucie wyrównał Sane. Po przerwie zaczął się prawdziwy pojedynek, godny hitu kolejki. W 59. minucie, Robert Firmino przepchnął, niczym juniora, rosłego obrońcę City- Stones’a i finezyjnym strzałem dał prowadzenie swojej drużynie. Chwilę później, atomowym strzałem dwubramkowe prowadzenie Liverpoolczykom dał Mane. 7 minut później po fatalnym błędzie obrony, strzałem z połowy boiska bramkarza pokonał Salah.
Pep Guardiola nie wiedział, jak się zachować. Po trzecim i czwartym golu dla Liverpoolu niby bił brawo, próbując jeszcze zmobilizować swoich piłkarzy, ale zupełnie bez przekonania. Tak, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że jego Manchester City nie jest jednak niezniszczalny, że można go nie tylko pokonać, ale nawet strzelić cztery gole, a obrońców zmuszać do szkolnych błędów. Dyskusje o tym, czy The Citizens wygrają ligę bez choćby jednej porażki, można zakończyć. Po 23 kolejkach wreszcie znalazł się śmiałek, który rzucił wyzwanie nietykalnym z Manchesteru. Chociaż goście próbowali do końca i przynajmniej ze stanu 1:4 doszli do 3:4, bo w końcówce bramki dla City strzelili Silva (na zdjęciu) i Gundogan.
Złota seria City została przerwana, przez co liga będzie ciekawsza i sprawa tytułu mistrzowskiego nie została jeszcze rozstrzygnięta. Ciekawe tylko, czy piłkarze Guardioli pozbierają się mentalnie po takim upokorzeniu…
Fot. https://pl.wikipedia.org/wiki/Manchester_City_F.C.
Dodaj komentarz