Dokładnie rok po przeczytaniu „Naszego Ostatniego Dnia” zamówiłem jego prequel. Pełen entuzjazmu, ale nie bez obaw. Słusznych? Sprawdźcie! Adam Silvera ponownie zaprasza do tańca z życiem i śmiercią.
Już recenzując „Nasz Ostatni Dzień” oddawałem autorowi ukłon za kreację świata i dogłębne przemyślenie potencjalnego wpływu Prognozy Śmierci na społeczeństwo. Nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić to ponownie. W „Tym Pierwszym Ostatnim Dniu” powtarza sukces, tym razem biorąc pod rozważania odbiór tej intrygującej, acz z lekka przerażającej, usługi przez opinię publiczną u samych jej początków. Jest entuzjazm, fascynacja, ale i strach, agresja. Na rynek wchodzą pierwsze gadżety, odbywają się eventy promocyjne i rozróby. Silvera podkreśla też drogę, jaką przeszła Prognoza Śmierci od wejścia w użycie, do wydarzeń historii Mateo i Rufusa – uwiarygadniają ją nawet pewne zmiany w tłumaczeniu. W tym wszystkim wybrzmiewa pierwszy telefon Prognozy Śmierci, skierowany do Valentina – młodego, pełnego marzeń, którego życie chwilę wcześniej przecięło się z tym, dosłownie tańczącego ze śmiercią, Oriona.
Okoliczności poznania, jak i pobudki do wspólnej podróży po życie są tu inne, nowe. Towarzyszy im aura niepewności, związana z nową usługą. Chłopacy najpierw mierzą się z nadchodzącą śmiercią jednego z nich, a gdy okazuje się, że Prognozę Śmierci dręczy poważna usterka, boją się, że życie może stracić i drugi. Tej historii towarzyszy wiele pierwszych razów, pięknych gestów, prób spełniania marzeń i łapania życia, póki ono trwa. To swoista walka, by nie umrzeć za życia, w strachu przed śmiercią. Adam, jak to ma w zwyczaju, bezlitośnie podsyca nadzieje czytelnika, pewnie wodzi go za nos od pierwszej, do ostatniej kartki. Jest lekki, pełen humoru i otwartości, ale tam gdzie trzeba uderza w poważniejsze tony. Czuć tu wątki osobiste i kunszt pisarski. Autor nie trzyma się kurczowo jednego toru, co skutkuje większą różnorodnością.
Naprzemiennie obserwujemy akcję oczyma Oriona i Valentina, pojawiają się też perspektywy postaci drugoplanowych oraz epizodycznych. Liczba wątków jest tu większa, w porównaniu do „Naszego Ostatniego Dnia”. Autor z zadziwiającym kunsztem prowadzi te, pozornie nie powiązane ze sobą, historie. W kluczowych momentach przeplata je ze sobą. Wprowadza też do fabuły parabolę, w formie opowiadania o Orionisie. Pomysłowe i emocjonalne, wyraźnie inspirowane średniowiecznym motywem „danse macabre”*, oddaje przesłanie całości historii, a przy tym zostawia trwały ślad w pamięci. Podobnie jak geneza Ostatniego Przyjaciela, aplikacji znanej fanom pierwszej książki z tego uniwersum. Silvera konsekwentnie łączy ją ze swoją najnowszą powieścią, choć – przyznać muszę – co do niektórych elementów tego „mostu” miałem pewne obawy.
Kiedy dowiedziałem się, że w prequelu mają pojawić się ukochani bohaterowie „Naszego Ostatniego Dnia” – Rufus i Mateo – nie do końca wiedziałem, co o tym myśleć. Zastanawiałem się, jak Silvera zamierza osadzić ich w fabule tak, by nie było to sztucznie naciągane, by nie szkodziło temu, co już stworzył. Zupełnie niepotrzebnie, bo autor radzi tu sobie nader zręcznie! Pośrednio stawia młodsze wersje Mateo i Rufusa, poprzez rodziców, na drodze Valentino i Oriona, pozwalając im na kilka chwil zdominować umysł czytelnika. Silvera pogłębia backgroundy, odświeża wydarzenia „Naszego Ostatniego Dnia” i sprawia, że losy Mateo i Rufusa stają się jeszcze bardziej poruszające. Wnoszą też swoje do bieżącej akcji – autor nie stawia tu tylko na nostalgię. Najważniejsze, nie zapomina, że to Valentino z Orionem są tu głównymi bohaterami. Właśnie dlatego wypada to tak dobrze.
Nie liczyłem już nawet, ile razy w trakcie czytania tej książki łzy stanęły mi w oczach, nie przeszkadzały mi nawet drobne błędy w ebooku. Sam autor przyznał w podziękowaniach, że uniwersum Prognozy Śmierci jest jego ulubionym. Pozostaje też w ścisłej czołówce tych moich, umacniając swoją pozycję świetnym prequelem. A to nie koniec! Kiedy skończyłem robić notatki do tej recenzji, Adam Silvera ogłosił, że zaczyna prace nad notatkami do trzeciej książki z tego uniwersum. Zapowiada się kolejny emocjonalny mikser!
Fot. Marcin Klonowski
*fr. taniec śmierci
Dodaj komentarz