Można by coś zmienić…

Czujecie?… Nie, nie chodzi mi o zapach choinki, z której albo z wdziękiem sypią się igiełki, albo już odeszła w niebyt. Mam na myśli unoszącą się w powietrzu mieszankę determinacji, optymizmu i nadziei. Oto zainaugurowaliśmy kolejny sezon noworocznych postanowień. Spisywanie zaczynamy tuż po świętach Bożego Narodzenia, a wprowadzanie ich w życie na początku albo wraz z końcem stycznia. Realizację postanowień, niestety, często kończymy znacznie szybciej niż planowaliśmy.

Jak w ogóle działa mechanizm robienia postanowień noworocznych? Mam wrażenie, że u wszystkich jest podobnie. Po Bożym Narodzeniu jesteśmy pełni pozytywnej energii, po trzech dniach świętowania, mamy niesamowitą chęć działania. W dodatku nachodzi nas dość melancholijna refleksja, że kolejny rok się kończy. Myślimy więc: „Hej, ale zaraz nowy start, można by coś zmienić, coś zrobić! A więc od nowego roku…”.

Najpopularniejszymi postanowieniami są: rzucam palenie, odchudzam się, będę ćwiczyć/biegać i, nieśmiertelne wśród uczniów, studentów, zaczynam się uczyć. Czasem nawet nie próbujemy dotrzymać danych sobie obietnic i pierwszego stycznia wmawiamy sobie, że to były tylko luźne pomysły „na kiedyś”. Częściej jednak, choć nasza determinacja była naprawdę duża, nie byliśmy w stanie ich zrealizować. Dopadło nas zmęczenie, szara rzeczywistość nas dogoniła lub odezwało się strasznie irytujące lenistwo. Zawsze czujne i gotowe, by odwieść nas od porzucenia realizacji tak dobrych planów.
Największym wrogiem w dążeniu do happy endu są zrządzenia losu, które sprawiają, że cukiernia wyrosła jak z podziemi, tuż przed nami i musieliśmy do niej wejść, albo impreza wypadła akurat w ten dzień, gdy mieliśmy się uczyć. Niesamowity zbieg okoliczności, więc pouczę się jutro. To nie zrządzenia losu, tylko wymówki i odkładanie wszystkiego na jutro. Nie boję się tego powiedzieć, bo sama stosuję te, jakże perfidne, chwyty próbujące oszukać największego sprzymierzeńca w dążeniu do wyznaczonych celów, czyli wyrzuty sumienia. Wiem, że męczą, ale właśnie o to chodzi. Gdybyśmy ich nie mieli, to robienie jakichkolwiek postanowień nie miałoby jakiegokolwiek sensu.

Co więc robić, aby w nowym roku udało nam się zrealizować chociaż postanowień z naszych list? Nie stawiajmy sobie za wysoko poprzeczki, ale też nie przesadzajmy w drugą stronę. Jesteśmy tylko ludźmi, studentami. Zamiast irytować się, że kolejny raz coś nie wyszło, załóżmy sobie cel, który jest w zasięgu naszych możliwości. Życzenia i plany na nowy rok, czyli coś, czego spełnienie czy realizacja nie zależą wyłącznie od nas, warto spisać w osobnej kolumnie. I absolutnie z tego nie rezygnować! To świetna okazja do przemyśleń czego oczekujemy od życia i świata.

Na nowy rok życzę Wam i sobie jak najwięcej postanowień triumfalnie później zaznaczonych na liście jako zrealizowane, życzę dużo optymizmu i udanej sesji.

Fot. Sic!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*