Takimi słowami Szymon Hołownia zakończył współpracę z najpopularniejszym tygodnikiem w Polsce. Był z nim związany od początku jego istnienia, od 2001 roku. Dziennikarz postanowił zrezygnować z pisania felietonów po tym, jak koniecznością stało się dlań komentowanie okładek oraz tematów poruszanych przez jego redakcyjnych kolegów.
Trzy tygodnie wcześniej Hołownia zarzekał się, że nie odejdzie z „Newsweeka”, choć opublikowane zostało zdjęcie lesbijek oraz wychowywanego przez nie dziecka. Gdy jednak Tomasz Lis zadecydował o opublikowaniu fotografii księdza, a za nim kobiety z dzieckiem, miarka się przebrała. Podjęcie problemu ojców w sutannach oraz tolerancji Kościoła wobec tego zjawiska poirytowało felietonistę. „Nie rozumiem, (…) jak można tłuc na okładce, że księża to hipokryci, bo mają dzieci? Tyle w tym prawdy, co w twierdzeniu, że dziennikarze kłamią, politycy to złodzieje, a artyści to prostytutki”. – skomentował artykuł. Nie zamierzał poddać się „linii redakcyjnej”, lecz, jak przyznaje na swoim blogu, tygodnik i tak długo tolerował to, że krytykował go za jego pieniądze i pozwalał mu hasać.
Na zarzuty Hołowni odpowiedział redaktor naczelny „Newsweeka”: „To ja już wolę ajatollaha Terlikowskiego, niż tych załganych pseudoliberalnych, pseudodoktrynalnych, dwie piersi ssących liberalnych katolików”. Mimo że nie zostało w tej wypowiedzi podane wprost nazwisko byłego dziennikarza gazety, można domyślić się o kogo chodzi.
6 sierpnia ukazał się nowy wpis Szymona Hołowni. Podsumowuje on ostatni tydzień walki z Lisem, „Newsweekiem”, księdzem Lemańskim oraz samym sobą. Pragnie zakończyć spór i nie wracać do tematu, a siły, upór i kreatywność zamierza wykorzystać, by zakończyć „wielki projekt”, swoją nową książkę.
Fot. Marta Resińska
Dodaj komentarz