Jestem doktorem clownem i to mnie kręci

Piątek. Punktualnie o 13.30 idziemy szarymi szpitalnymi korytarzami. Widzimy przerażenie w oczach dzieci. Wraz z rodzicami, czekają na wyniki badań. Niekiedy słyszymy urywki rozmów telefonicznych. Nigdy nie zapomnę, jak kobieta płakała i krzyczała do telefonu, że jej dziecko umiera. Też się popłakałam…

Wchodzimy na oddział. Endokrynologia, zawsze tutaj zaczynamy. Oddziałowa wita nas z uśmiechem. Mówi, że od rana dzieci czekają. Niektórzy zostawili dla nas nasze portrety. Zawsze mnie wzruszają, mam w pokoju całą ich galerię.

Przebieramy się. Wyciągam z plecaka różowe spodnie i fioletową bluzkę w różowe różyczki. Wszystkie dziewczynki, które odwiedzamy, zazdroszczą mi tego wszechobecnego różu. Jeszcze tylko trampki na nogi. I możemy zacząć się malować. Kolorowe kółeczka, serduszka, kwiatki, słoneczko. Pozostaje jeszcze zrobienie fryzury. Czasami dwie kitki, takie, jakie nosi tutaj pół oddziału, czasami jedna wysoka, tak zwana palma. Czerwony nosek i czarodziejska różdżka do ręki. Wyruszamy.

Skaczemy, tańczymy. Leczymy śmiechem. Jeżeli ktoś ma wenflon, naklejam mu czarodziejski plasterek, który powoduje, że przestaje boleć. Wszyscy mali pacjenci dostają od nas czerwone noski, w których na koniec zabawy robimy sobie pamiątkowe zdjęcia.

W piątki odwiedzamy trzy oddziały. Oprócz endokrynologii, diabetologię i laryngologię w poznańskim Instytucie Pediatrii przy ulicy Szpitalnej. Wracamy do domu po pięciu godzinach, zmęczone, ale pełne satysfakcji. Jest ona szczególnie wielka, kiedy okazuje się, że dziewczynka, która z nami dziś szalała, jeszcze wczoraj walczyła o życie na OIOM-ie. Nie tylko nam nie chce się w to wierzyć. Również rodzice, najczęściej mamy, nie mogą uwierzyć w to, że nagle w obecności czterech dziewczyn, przebranych za kolorowe clowny, ich chore dzieci są radosne. Zdarza się, że matki, ze łzami w oczach, dziękują nam za chwile spędzone z ich dziećmi. Często dostajemy maile od rodziców. Nigdy wcześniej nie myślałam, że kilkunastominutowa wizyta może dać dzieciom tyle radości i miłych wspomnień.

W piątkowe popołudnia wiele się nauczyłam. Nie tylko tego, że w dziecięcej gwarze motylki oznaczają wenflony. Od ponad roku moje życie bardzo się zmieniło i przewartościowało. Jestem doktorem clownem i to mnie kręci.

Więcej informacji o poznańskim oddziale Fundacji Dr Clown pod adresem: www.drclown.poznan.pl

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*