Kto przetrwa to wszystko, będzie zbawiony…

…tymi słowami przywitał, tłoczących się auli Collegium Maius, studentów ojciec Roman z zakonu dominikanów, który prowadził spotkanie z red. Szymonem Hołownią. Organizatorzy, próbując zapanować na tłumem, zaproponowali nawet „selekcję” według legitymacji studenckich. Na szczęście, tak się nie stało. Wszyscy w mniej lub bardziej wygodnych pozycjach pozostali w sali.

Temat spotkania był intrygujący: „Kościół w świecie plastyku”. Pierwsza jego część miała charakter swobodnego dialogu między dominikaninem a dwukrotnym nowicjuszem tegoż zakonu, S. Hołownią. Nie był to patetyczny dyskurs ze ściśle ustalonym porządkiem pytań, ale rozmowa dwóch przyjaciół o ważnych i niepokojących sprawach, pełna dowcipnych uwag i błyskotliwych ripost.

Nie można rozdzielać Kościoła i popkultury. To jest relacja współistnienia, a nie wzajemnego wykluczania, gdyż podmiotem obu jest człowiek – tłumaczył gość. Nie raz kultura masowa wykorzystuje w sposób niewłaściwy symbole wiary, ale posiada też narzędzia, które – użyte rozsądnie – pozwalają dotrzeć do ludzi. Propozycja Kościoła jest bardzo spójna, a wiarę przyrównać można do prawa ruchu drogowego, które jasno formułuje zakazy i nakazy pozwalające na bezpieczne przebycie drogi z punktu A do B. Wiara więc nie jest aparatem represji, ale wskazaniem, pewnym wyborem.

Czy w imię szacunku do innych religii nie powinniśmy zdjąć krzyży wiszących w miejscach publicznych? – pytał prowokacyjnie ojciec Roman. Red. S. Hołownia stwierdził, że krzyż na ścianie raczej nie ma właściwości promieniowania radioaktywnego, więc nie powinien ani nikogo ranić ani obrażać czyichkolwiek uczuć religijnych.

Konwencja spotkania ośmieliła uczestników do włączenia się do rozmowy. Odpowiadając na pytania, gość starał się przełamać stereotyp smutnego, zakompleksionego katolika i zerwać z gnuśnością polskiej wiary. Opowiadał także o swojej książce „Monopol na zbawienie”, którą można było kupić po spotkaniu, a także dostać „błogosławieństwo” w formie podpisu.

Spotkanie trwało ponad dwie godzinny. Ciekawe, czy któryś z jego uczestników dostąpi obiecanego zbawienia…

Fot. Andrzej Piechocki

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*