Słodka podkowa

Marcin był rzymskim żołnierzem. Pewnego dnia, gdy wjeżdżał wraz z wojskiem do Amiens zobaczył przy bramie miasta zmarzniętego żebraka. Była zima, na dworze tęgi mróz, a ów człowiek odziany był w liche łachmany. Żal się zrobiło Marcinowi żebraka, odciął więc mieczem połowę swojego żołnierskiego płaszcza i podarował go nieznajomemu. Tę historię każdego roku powtarzał proboszcz w poznańskim kościele pw. św. Marcina przed parafialnym odpustem. W 1891 roku usłyszał ją piekarz Walenty i postanowił uczynić coś równie szlachetnego. Nie przychodził mu jednak do głowy żaden pomysł. Zaczął więc modlić się do św. Marcina o pomoc. I tak w nocy, w przeddzień odpustu, usłyszał na gościńcu stukot końskich kopyt. Wyjrzał za próg i zobaczył rycerza w lśniącej zbroi na siwym koniu. Tajemniczy jeździec nie odezwał się słowem, spojrzał tylko na Walentego, uśmiechnął się i odjechał. Kiedy piekarz oprzytomniał po dziwnym spotkaniu, zobaczył leżącą na śniegu podkowę. Tak! Teraz już wiedział co ma robić. Przez całą noc napiekł ciasteczek z nadzieniem makowym i bakaliami, uformowanych na kształt końskiej podkowy.

Rankiem, po mszy odpustowej, rozdał wszystkie ciasteczka biednym. Pomysł piekarza Walentego tak bardzo wszystkim się spodobał, że rogale, bo tak z czasem zaczęto je nazywać, wypiekał co roku. Po jego śmierci tradycję przejęli inni piekarze, zachowując ten sam przepis na nadzienie. Tylko tutaj, w Poznaniu, na 11 listopada wypieka się rogale nadziane masą z białego maku, bakalii i śmietany.

Tyle legenda. Tak naprawdę pomysł marcińskich rogali podsunął swojemu szefowi w 1891 roku jeden z poznańskich piekarzy – Józef Melzer. Rogale były rozdawane ubogim po mszy świętej odpustowej 11 listopada. Obecnie takie rogale są wypiekane tylko w tych cukierniach, które posiadają specjalny certyfikat. Co roku poznaniacy, i nie tylko, zjadają około 300 ton tego przysmaku. Smacznego!

Tekst i fot. Wiesław Nosal

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*