Wszyscy jesteśmy tacy sami…

– Współpraca z Sewerynem Krajewskim, w styczniu Telekamera, ostatnio nagroda Eska Music Awards. Jak się z tym czujesz?

– Dobrze się czuję! Otóż to jest trochę tak, że zwykle myślimy o przyszłości jako o czasie lepszych dni, o rzeczach, które ciągle przed nami, które mogą się nam jeszcze wydarzyć. Rzadko chcemy dzisiaj dopatrywać się własnych zwycięstw. To prawda, że łatwo mi o tym mówić w kontekście własnego sukcesu, ale w ogóle przyszła mi do głowy ostatnio taka myśl, która zresztą przerodziła się w piosenkę i być może, gdzieś kiedyś ona się pojawi. Ale nie tak prędko!

– Może zdradzisz nam chociaż jaki będzie jej tytuł?

– Tytuły to coś strasznego, to konieczność. Nie jest moim ulubionym zajęciem nadawanie ich kolejnym piosenkom. Ostatnio rozważałem o przyszłych rzeczach, niektóre z nich potrzebować będą wiele czasu. Bywa i tak, że to nad czym dzisiaj pracuję, być może nie pojawi się nawet w przyszłym roku…

– Jak układa się współpraca z Krajewskim?

– Mam świadomość, że jesteśmy, musimy pozostać artystami niezależnymi od siebie. Nasza przedłużająca się przygoda jest dla mnie czymś wyjątkowym.

– Co z niej już zaczerpnąłeś?

– Są sprawy, o których ciężko jest mówić, ponieważ rzadko chcemy zastanawiać się nad tym, wyciągać wnioski, podsumowywać. Będzie jeszcze taki czas, co nie znaczy, że chcę tym wpływom Seweryna zaprzeczyć. Absolutnie nie. Ale mam wrażenie, że może jest teraz za wcześnie, aby o tym mówić. Dzisiaj chciałbym powiedzieć, że Seweryn jest przykładem tego, że droga może być bardzo długa i może nie mieć końca, że może na niej zdarzyć się bardzo wiele i że ciągle coś na nas czeka. To ogromne doświadczenie, którym mnie obdarował, bo tak naprawdę nasza praca na początku była pracą nawet nie studyjną, ale współtworzeniem. Natomiast, gdy okazało się, że płyta Spis Rzeczy ulubionych odniosła tak przyjemny dla nas sukces, Seweryn sam podjął taką decyzję, że może wyjść z domu i wspólnie pośpiewać. I to właśnie się dzieje.

– To były to rozmowy przy piwie, whisky?

– Nie ujawniamy trunków, przy których spotykamy się. Chcę powiedzieć, że ktokolwiek z ludzi rozpoznawalnych, popularnych starałby kreować siebie na jakiegoś super bohatera, będzie wyjątkowo nierozsądny. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Zwykle po pracy robimy to samo, a kiedy spotykamy się z przyjaciółmi i znajomymi, zachowujemy się w bardzo podobny sposób. Jeśli ktokolwiek jest ciekawy, jak te nasze spotkania w mniejszym lub większym gronie wyglądają, to wyglądają dokładnie tak, jak inne. Może tylko tematy się różnią. Szczególnie, gdy zahaczają o kwestie twórczości i przyszłości.

– Na początku kariery uśmiercałeś budziki, teraz prosisz o przebaczenie. Mam wrażenie, że z biegiem czasu dojrzałeś muzycznie.

– Nie mam prawa wypowiadać się na ten temat. Wydaje mi się, że największe prawo mają słuchacze. Natomiast chcę powiedzieć coś, co jest dla mnie wyjątkowo ważne. Nawet jeśli, w co wierzę, dokonał się rozwój, jest kontynuacja tego, co na początku. Nadal uprawiam muzykę popularną i byłbym ostatni, który zaprzeczałby temu.

– W piosence” Szczęście jest blisko” śpiewasz o tym, że jest ono na wyciągnięcie ręki. Powiedz mi, proszę, udało się Tobie chwycić szczęście?

– Inna zupełnie piosenka mówi o tym, że szczęście jest, jak puszek na dłoni. Cała sztuka polega na tym, że gdy ten puszek wymyka nam się z rąk, wówczas trzeba uchwycić te momenty, kiedy szczęście jest faktycznie w zasięgu naszej ręki. Tak, jestem człowiekiem szczęśliwym.

– Jak wyglądają Twoje plany muzyczne?

– Już w tej chwili zaczynam prace nad nową płytą. Jak już wcześniej wspomniałem, będzie to długi proces. Na tę chwilę nie chcę nic mówić, by nie zapeszyć. Z całą pewnością można się po mnie spodziewać kontynuacji, a nie rewolucji. Śmiało mogę powiedzieć, że moja współpraca z Sewerynem będzie trwać, chociaż prawdopodobnie już nie w tak ogromnym wymiarze, jak teraz.

Rozmawiała:
Natalia Prabucka

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*