Wielka Brytania uważana jest za kraj, z którego wywodzą się najciekawsze zespoły rockowe ostatnich lat. Czy słusznie? Anglicy umiejętnie podążają szlakiem, który utorowali inni wykonawcy, powielają często schematy. Nie twierdzę, że ten rynek opiera się wyłącznie na tak zwanych wtórnych wykonawcach, trzeba jednak zauważyć, że niezbyt często spotyka się tam coś nowego.
Niestety, w pewnym sensie blokują w ten sposób drogę kapelom innych narodowości, które często mają o wiele więcej do zaoferowania. W każdym kraju znajdziemy interesujące zespoły, które nie doczekają się popularności poza swoją ojczyzną.
Przykładem może być estońska grupa Bedwetters. Jej muzykę trudno jednoznacznie określić. Sami muzycy swoje utwory określają jako pop punk z elementami elektroniki. Myślę, że jest to trafna definicja, bo w każdej piosence można doszukać się elementów charakterystycznych dla tych stylistyk.
Bedwetters powstało w październiku 2004 roku w nadmorskim mieście Parnu. Wtedy to trójka znudzonych małomiasteczkowym życiem chłopaków postanowiła założyć zespół. „Na początku to była zabawa” – zdradza Joosep, wokalista i jeden z założycieli kapeli. Dlatego również, postanowili znaleźć „najfajniejszą nazwę jaką można wymyślić”. Choć, jej geneza tak na prawdę nie jest znana i prawdopodobnie nigdy nie będzie- „nigdy nie odpowiadamy na pytania dotyczące naszej nazwy. To sekret”- mówi Mihkel, gitarzysta.
W ciągu dwóch lat jednak, ich podejście do muzyki zmieniło się diametralnie- postanowili bowiem zająć się nią na poważnie. W tym czasie skład zespołu powiększył się z trzech do pięciu osób. Dzięki temu mógł on tworzyć własne kompozycje. Sukcesy, w kraju zaowocowały w 2007 roku nominacją zespołu do nagrody MTV EMA w kategorii New Sounds of Europe. Jakież było zdziwienie, gdy wręczająca nagrodę w tej właśnie kategorii, Nelly Furtado jako zdobywców tej nagrody, wywołała na scenę właśnie Bedwetters! Nigdy przedtem żaden zespół z tego kraju nie mógł się pochwalić nagrodą MTV.
Po kilku intensywnie przepracowanych miesiącach, w kwietniu 2009, światło dzienne ujrzał ich pierwszy krążek „Meet the fuc*ing Bedwetters”. Na początku sierpnia tego roku nagrali na plaży w swoim rodzinnym mieście teledysk do najnowszego singla „Hayley”. Ciągle też koncertują i pracują nad materiałem na kolejną płytę. Podobnie jak pierwsza, nie będzie ona dostępna w naszym kraju. A szkoda, bo Bedwetters prezentują ciekawą muzykę.
Fot. Sic!
Dodaj komentarz