„Dlaczego polski generał otrzymał medialny strzał w głowę, jak polscy żołnierze w Katyniu 70 lat temu”- egzaltuje się B. Kempa (PiS). Czy nie jest to kolejna okazja do bicia w narodowy bęben, wiązania i dyscyplinowania własnych wyznawców? Czy za tymi patetycznymi słowami, nie kryje się partykularna walka o to, czyja jest Polska i „czy moja racja jest najmojsza”? Tak to wygląda, gdy porównuje się rzeczy nieporównywalne w żadnym stopniu. Bo jak porównać ludobójstwo, do nierozwagi i chęci wylądowania za każdą cenę?
Nawet w imię tak skrajnie rozumianego patriotyzmu, zestawianie ze sobą tak odmiennych, lecz bolesnych spraw, jest niedopuszczalne. I jest to dla mnie większa hańba, niż raport MAK obwiniający tylko polską stronę za katastrofę z 10 kwietnia. Bo kto spodziewał się, że Rosja, ta ostatnia ostoja demokracji, kraina wolnych mediów i wyborów, odtworzy obiektywny schemat tamtych wydarzeń, ten był tak samo naiwny, jak ci, którzy uwierzyli w magiczną przemianę byłego kandydata na urząd Prezydenta RP.
Licytowanie się, kto bardziej ponosi odpowiedzialność za to, co się stało, jest gorszące. Co nie zmienia faktu, że raport MAK nie wspomina o roli kontrolerów ruchu lotniczego ze Smoleńska, uznając, iż była ona nieistotna. Tyle, że owe osoby w sposób czynny brały udział w tym, co się działo. O tym nie można zapominać, jak również i o tym, że polska delegacja chciała zdążyć za wszelką cenę. Płacąc za to własnym życiem…
Dodaj komentarz