Brajtłajt i lodowisko w… akademiku

„No daj mi, daj mi wpis” – tego typu myśli towarzyszyły nam w ostatnim czasie. Dla większości z nas czas wytężonej pracy mózgów minął. Szczęściarze już dawno wybrali się w rodzinne strony lub pojechali na narty. Pozostała jednak armia walczących o upragnione wpisy.

SESJA – System Eliminacji Studiujących Jednostek Akademickich – jak ktoś to ładnie ujął, dał nam wszystkim ostro popalić. Nie obeszło się bez łez i chwil załamania, aczkolwiek było równie dużo zwycięskich momentów. Niejeden student wychodząc z „sali tortur” śpiewał – „I am so lucky lucky” i machał zieloną książeczką do koleżanek i kolegów, którzy pod nosem nucili – „I belive I can fly”.

Najcięższe były jednak dni pomiędzy egzaminami. Właśnie wtedy nasze żołądki nie były zasilane posiłkami, a różnego rodzaju napojami wspomagającymi trzeźwość umysłu. Wiadomo, że taki styl życia bezpieczny dla zdrowia nie jest. Do tego dochodzą jeszcze tysiące stron papieru, którego zawartość musi znaleźć się w naszych głowach, w możliwie najkrótszym terminie. I oto mamy mieszankę wybuchową. Takiego obciążenia organizm normalnego człowieka nie jest w stanie znieść. Najczęstszym tego skutkiem jest tak zwana głupawka. W studenckich głowach rodzą się wtedy najrozmaitsze pomysły na urozmaicenie sobie życia. Począwszy od teorii Samuela Brajtłajta, skończywszy na robieniu lodowiska w akademiku.

Mimo wszystko, są to chwile, które wspominamy z łezką w oku i uśmiechem na twarzy. Po głębszym zastanowieniu, nawet ta nieszczęsna SESJA jest nam potrzebna. Co byśmy bez niej zrobili? Jest przecież jak nieznośna, ale ukochana siostra.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*