Debiut z przytupem

Ile w dziejach filmu i literatury było zabaw z czasoprzestrzenią, wielu wie. Jak się okazuje, temat wcale nie jest wyczerpany. Wciąż można w nim tworzyć nowe, oryginalne historie.

Taką właśnie jest „Cały Ten Czas”. W literackim debiucie, Hania Czaban przedstawia świat, w którym czas zapętlił się na jednym dniu – 21 czerwca 2106 roku. I tak już jest, od pięciu tysięcy czterystu sześćdziesięciu dziewięciu dób. Co ciekawe, wszystko zaczęło się od burzy i teraz to jej kolejne powroty są dla ludzi wyznacznikiem upływu czasu. Co było przed pierwszą burzą, nie pamięta nikt.

Okres ten nazywany jest Przedczasem i na dobrą sprawę niewielu w niego wierzy. Są jednak ślady – nieprzedmioty, czyli rzeczy nie przedstawiające obecnie żadnej wartości, których zastosowanie jest zagadką. Jeden z nich trafia w ręce Mar, stos innych kurzy się w garażu Artela. Nastolatkowie wpadają na siebie przypadkiem, ale łączy ich wspólny cel – poznanie przeszłości i odkrycie, co stało się z ich rodzicami. Ruszają wspólnie do owianego złą sławą, pozornie opustoszałego, miasta.

Konsekwencje katastrofy, podziały międzyludzkie, frakcje rywalizujące ze sobą i żyjące w symbiozie. Choć to fantastyka, wszystko jest bardzo… rzeczywiste. Człowiek czyta i myśli sobie, że to faktycznie mogłoby tak wyglądać, gdyby się zdarzyło. Poczucie autentyczności wzmacnia wykorzystanie teorii fizycznych, jako jednej z głównych osi historii. Czuć szczerą fascynację autorki fizyką, przelaną na postać Artela. Co ważne, Hania nie zapomina, że nie wszyscy są tak zorientowani w temacie, co obrazuje postacią Mar. Najtrudniejsze zagadnienia sprytnie tłumaczy w dialogach, dzięki czemu całość nie przytłacza, a pokazuje, że fizyka jest ciekawsza, niż może się to wydawać w szkolnej ławce.

„Cały Ten Czas” punktuje też narracją. Bieg akcji obserwujemy z perspektywy narratora trzecioosobowego, który raz skupia się na Mar, raz na Artelu. Czaban poświęca tej dwójce odpowiednio dużo uwagi, wraz z rozwojem historii zagłębiając się w ich charaktery, przedstawiając sposób myślenia, podobieństwa i różnice. Hania, co bardzo dobre, nie zapomina również o bohaterach drugoplanowych i epizodycznych. Nad niemal każdym się pochyla, uwydatnia instynkty, ambicje, szaleństwa, czym nadaje książce wielu barw.  

Fabuła jest przemyślana, a staranność w kreowaniu przedstawionego świata widoczna na każdej stronie. Autorka nie odsłania od razu wszystkich kart, pozwalając snuć czytelnikowi domysły, tworzyć teorie, co do tego, jak rozwinie się historia. Koniec końców, nie sposób za nią trafić, aż do ostatniego zdania. Co człowiek myśli, że już to rozgryzł, to akcja robi zwrot, pojawiają się nowe fakty i wątki.  

„Cały Ten Czas” to książka, którą odkrywa się z każdą stroną, a jej intrygujące otwarcie wybrzmiewa w pełni w zaskakującym finale. Jest oryginalna, angażuje czytelnika, oprawą graficzną przyciąga jego oko. To debiut z przytupem, godnie prezentujący się w „stajni” WeneedYA.

Fot. Marcin Klonowski

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*