Nadzieja jest konieczna

Mirza Khan Sabawoon to były sekretarz gabinetu w Ghazni, obecnie doktorant Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu. Z zaniepokojeniem obserwuje doniesienia ze swojego kraju. Tłumaczy, co się tam dzieje.  

– Jaka jest specyfika Afganistanu?

– Kraj ma skomplikowaną historię. Jest naznaczony wojną od starożytności aż do współczesności. Brytyjczycy przebywali tam trzy razy, w drugiej połowie XX wieku przybyli przedstawiciele ZSRR, Stany Zjednoczony stacjonowały od 2001 roku. Nikt nie wygrał. Doprowadziła do tego mentalność ludzi, charakter, który przygotowuje ich na wojnę. Afgańczycy cenią wolność, nie godzą się na żadne działania, które postrzegają jako okupację. 

– Do czego może doprowadzić fundamentalizm? 

– W przypadku Afganistanu, de facto do wojny religijnej. To skomplikowane, żeby ją skończyć. Talib, mudżahedin – oni nie mają nic do stracenia. Jeśli polegną na polu walki, to dla nich jest shahada. Śmierć może oznaczać spełnienie. Talib idzie od razu do nieba. Ma lepsze życie, wszystko jest gwarantowane przez Boga. 

– 22 lata trwała misja, teraz kraj znowu jest pod kontrolą talibów… 

– Determinacja talibów była ogromna. Uważali, że kraj był okupowany przez USA. Wcześniej mieliśmy Barat  – straciliśmy swój rząd. 

– Ale oni rządzili już wcześniej. Dlaczego?  

– W 1996 roku było to samo. Wtedy nastąpiła proklamacja islamskiego emiratu. Ruch talibów powstał dwa lata wcześniej. Przejęli władzę, bo ludzie mieli dość trwającej od początku lat 90. wojny domowej, walk partyzanckich, permanentnego chaosu w kraju. Po dwóch latach opanowali cały kraj, zaczęli od południa i zajęli 95 procent terytorium kraju.                                  

– Można wierzyć, że zmienili się chociaż trochę?  

– Teraz rzecznik talibów ogłosił, że wprowadzą amnestię, nikogo nie torturują. Opublikowano pierwszy raz w afgańskiej telewizji rozmowę taliba z kobietą. To był szok. Dwadzieścia lat temu talibowie znęcali się nad ludźmi za oglądanie telewizji albo malowali twarz na czarno i pokazywali ich na ulicach. Teraz jest zasadnicza różnica. Jestem jednak sceptyczny, bo dwie dekady temu na początku też byli mili, a później okazało się, że to najradykalniejszy nurt islamu. Postępowali zgodnie z prawem szariatu.

– Rygor był zaostrzony tak, że trudno to zrozumieć?

– W szkołach były obowiązkowe turbany. Dorośli mężczyźni musieli mieć długie brody. Pięć razy trzeba było się modlić. Kobieta nie mogła chodzić sama do lekarza, obowiązywał zakaz noszenia… szpilek. Jeśli kobiety je miały, była surowa kara. Trzeba było malować swoje okno, by nikt nie widział obcej kobiety w domu.

– Pan w dzieciństwie miał przykre doświadczenia? 

– Jako dziecko byłem świadkiem egzekucji. Kara śmierci, kamieniowanie, obcinanie rąk i nóg, pobicie kobiet publicznie. Obowiązkowa burka. Wszystkie przedmioty w szkole były religijne – bez chemii, matematyki, fizyki.  

– A teraz talibowie wykorzystują media społecznościowe. Kiedyś karano za oglądanie telewizji czy używanie internetu, obecnie rzecznik ma konto na Twitterze. To propaganda, stwarzanie pozorów normalności? 

– Trudno to przewidzieć. Nie wiemy, co będzie za tydzień. 11 dni temu mieliśmy armię, policję, prezydenta. Wojna trwała, ale nagle okazało się, że po tak krótkim czasie przy władzy są talibowie. Wciąż dziwi mnie widok kobiety rozmawiającej z talibem w telewizji. Kiedyś za oglądanie tv groziło malowanie twarzy na czarno i wystawienie takiego człowieka na widok publiczny. 

– Stąd, mimo zapewnień o łagodniejszej formie rządów, trudno pokonać strach?  

– Tak. Ludzie się boją dlatego, że pamiętają wcześniejsze rządy talibów. Teraz, gdy rozmawiamy, te sceny pojawiają mi się głowie. Mam nadzieję, że talib się ucywilizował trochę. Chociaż widziałem niedawno, jak talibowie są na placu zabaw i… bawią się zabawkami dla dzieci. To pokazuje, jak ci ludzie byli daleko od cywilizacji.

– Żyli z dali od dużych miast. To dlatego?  

– Obserwuję teraz Kabul. Talib pokazuje swoją niecywilizowaną twarz. Oni nie wiedzą, jak ludzie funkcjonują w większych miastach. Prowadza prymitywny sposób życia. Teraz są zszokowani. Jest za wcześnie, by wygłaszać kategoryczne sądy.

A jak znalazł się pan w Polsce?  

– W 2011 roku poprosiłem gubernatora o możliwość kontynuowania studiów w Polsce. Dostałem stypendium. Pierwszy raz leciałem samolotem wojskowym. Wcześniej, oczywiście, latałem helikopterami i samolotami, gdy gubernator miał ważne spotkanie i prosił mnie o coś. Skończyłem szkołę języka polskiego. Najpierw studiowałem w Łodzi stosunki międzynarodowe do 2015 roku. Wtedy przeniosłem się do WNPiD UAM w Poznaniu. Poznałem świetnych ludzi, którzy mają podobny sposób myślenia, są otwarci – wszyscy wykładowcy. Skończyłem bezpieczeństwo narodowe, od 2017 roku jestem na studiach doktoranckich.

– Joe Biden mówił, że celem Amerykanów w Afganistanie było wyeliminowanie zagrożenia terrorystycznego, o demokratyzacji nikt nie myślał. 

– On się pomylił, tak nie było w umowie. Amerykanie planowali demokratyzację, my nie byliśmy przygotowani.

– Co przeszkodziło? 

– Była to zbyt gwałtowna zmiana. Od 90. lat do 2001 roku to był najtrudniejszy okres w historii Afganistanu. A komplikację zaczęły się w 1979 na skutek inwazji ZSRR. Gdy to się skończyło, wybuchła wojna domowa, nastąpił upadek rządu Najib ulllah, zginęły trzy miliony osób. Mudżahedini wprowadzili chaos. 

– A miała być tam demokracja.  

– Pojawiła się w 2001 roku. Ale szybko wróciły zamachy, talibowie. W 2004 roku mieliśmy pierwsze wolne wybory w historii kraju, dobrą konstytucję z poszanowaniem kultury afgańskiej. Teraz nie wiem, czy ją jeszcze mamy… W tej konstytucji wszystko jest zgodnie z prawami islamu. Niestety, większość ludzi tego nie zaakceptowała. Społeczeństwo nie było przygotowane na demokrację.

– Pana ojczyzna to tygiel narodów?  

– Afganistan jest podzielony na nacje, każda ma swoje tradycje, obyczaje, kulturę. Wszyscy myślą o sobie, że są bohaterami. Nie akceptują jedni drugich. Jedni lubią demokrację, inni radykalizację. To doprowadziło do kryzysu i tego, że nie mamy armii, policji.

– Prezydent USA tłumaczył, że Ameryka pomagała afgańskiej armii, ale bez woli walki nie da się wygrać z talibami.  

– Biden miał rację. Ogromne pieniądze były inwestowane w armię afgańską, żołnierze byli szkoleni przez siły międzynarodowe. Pisałem o tym. 70-80 miliardów dolarów przeznaczono na wojsko. Mieliśmy służby specjalne, policję, specjalny program do jej szkolenia. Służby były wyposażone w sprzęt, którego nikt nie miał w regionie, tak samo z bronią.

– A co sprawiło, że wydarzenia tak przyspieszyły?  

– Porozumienie w Katarze w 2020 roku. Prezydent Donald Trump podpisał umowę z talibami. Wtedy dostali prezent, który pozwolił im wzmacniać swoją tożsamość.  Amerykanie podjęli decyzję, że  do 31 maja  2021 całkowicie wycofają się z Afganistanu. NATO też opuściło kraj. Później wybory wygrał Biden, który ogłosił, że Ameryka wycofa się do 11 września 2021. Talibowie skorzystali z okazji. Ghani rozpoczął rozmowy pokojowe w Katarze, to nie dało efektu. Później prezydent wzywał do walki. Amerykanie już się wycofali, zostały tylko placówki dyplomatyczne. Układ sił w tej grze zmienił się znacznie. 

– Co z zaufaniem w siłach zbrojnych? 

– Nikt w armii narodowej nie ufał swoim komendantom. Żołnierze uznali, że zostali sprzedani. Myśleli: po co mamy stracić życie? Biden miał rację. Amerykanie dostarczyli broń. Afgańczycy powinni walczyć o tożsamość w swoim kraju, a jeśli nie chcą, to ich wola.

– Władze były skorumpowane? Naród im nie wierzył?  

– Każdą sprawę można było załatwić dzięki pieniądzom, nie było sprawiedliwości. Front Północny, który walczył przeciwko talibom, uzyskał ogromną władzę. Ci ludzie uważali, że są właścicielami Afganistanu i muszą pełnić najważniejsze funkcje. Najpierw armia była pod kontrolą Tadżyków. Proces rekrutacyjny obejmował jeden naród. Później pojawili się też Pasztunowie, Azerowie. To nie jest jednolity kraj, każdy chce mieć więcej wpływów. 

– Czy była grupa, która chciała zagarnąć całą władzę?  

– Front Północny, w którym przeważali Tadżykowie, walczył z ZSRR, później, po ataku na WTC, gdy Amerykanie interweniowali w Afganistanie, walczyli z talibami. W pewnym momencie mieli pełnię władzy. Umieścili tam swoich rodaków. Prezydent zdecydował, by wprowadzić bardziej zróżnicowany etnicznie skład armii. Teraz, zanim talibowie doszli do władzy, Pasztunowie nie chcieli walczyć, Tadżykowie też nie, zostawili broń i uciekli. Azerowie są w mniejszości, więc też tego nie zrobili. Dlatego to upadło. 

– Czy Afganistan teraz może być agresywny wobec innych państw?  

– Przedstawiciel talibów powiedział, że terytorium sąsiadów Afganistanu nie zostanie zaatakowane, zadeklarował, że kobietom i mediom nic się nie stanie, ale nie zająknął się o armii, służbach. Jeszcze nie wiadomo, czy talibowie wprowadzą te zasady, które obowiązywały w 1996 roku. Talibowie na początku mówili, że nie będą wjeżdżać na siłę do Kabulu. Jednak prezydent uciekł z kraju. Delegacja z Kabulu była w Doha. 

– Zmiany miały być wdrażane bez nagłych ruchów.  

– Transformacja od republiki do emiratu miała być przeprowadzona stopniowo, ale Ghani zostawił swój naród na pastwę talibów. Dla swoich zwolenników jest teraz najgorszy w historii. On twierdził, że nie postąpi jak król.Aman ullah Khan, który uciekał w 1928 roku z Afganistanu. Kłamał, marzył o demokracji, a złamał obietnicę.  Talibowie mieli wjechać do Kabulu po pokojowym przekazaniu władzy, ale nadarzyła się okazja. Powstała anarchia, ludzie korzystali, że nie ma władzy, a talibowie, aby temu zapobiec, przejęli całą władzę. W Doha zapadły inne ustalenia. Skoro prezydent uciekł, armia złożyła akt kapitulacji. 

Rozmawiał: Bartłomiej Najtkowski

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*