Pozytywny, miejscami nieco infantylny

Wakacje – to także czas, który sprzyja… odrabianiu zaległości. Można sięgnąć po książkę kiedyś zakupioną, ale odłożoną. Można obejrzeć film odnotowany kiedyś w kalendarzu z uwagą, że warto.

Czy możliwe jest porozumienie z istotami pozaziemskimi? Czy istnieje uniwersalny język, za pomocą którego będziemy w stanie przełamać bariery komunikacyjne dzielące nas i potencjalnych mieszkańców innych planet? „Nowy początek” („Arrival”), dzieło Denisa Villeneuve’a, będące ekranizacją opowiadania Teda Chianga, porusza problemy bardzo zbliżone do tych, które ujął Stanisław Lem w epokowej powieści s-f „Solaris”. Jednakże, o ile ona umiejscowiona jest  na planecie odległej o tysiące lat świetlnych, o tyle w filmie to kosmici odwiedzają ludzkość na Ziemi. Do intelektualnego boju staje z nimi utalentowana lingwistka, Louise Banks (Amy Adams). Próbuje nawiązać kontakt za pomocą narzędzi, które posiada. A że nie posiada ich zbyt wiele, proces komunikacji jest żmudny, skomplikowany i długotrwały. I to właśnie on stanowi główny trzon fabuły filmu. Siedmionożne, kałamarnicopodobne heptapody posługują się bowiem innym systemem komunikowania, przekazują znaczenie za pomocą logogramów. Nie postrzegają czasu jako coś linearnego i ignorują takie zjawiska jak przeszłość czy przyszłość.

Niezwykłe próby odnalezienia wspólnego kodu językowego z przybyszami, czynione przez główną bohaterkę, są fundamentem nadającym filmowi sens.  Czy reżyserowi powiodło się dobrze go ukazać? Podstawą rozważań jest hipoteza Sapira-Whorfa, że język, którym się posługujemy, determinuje nasz sposób myślenia. Banks zdaje sobie sprawę z komplikacji wynikających z uwarunkowanej językowo różnicy percepcji między ludźmi a obcymi i wynikającego z niej szumu komunikacyjnego. Niestety, nie zdają sobie z tego sprawy rządy państw, które nie potrafią dojść do porozumienia w kwestii nieoczekiwanego najazdu kosmitów. Pod naciskiem opinii publicznej, skłonne są raczej do siłowych rozwiązań, niż do negocjacji z przybyszami i znalezienia pokojowego wyjścia z sytuacji.

Pomimo oryginalnego konceptu, reżyser nie wykorzystał do końca potencjału drzemiącego w filmie. Wiele kwestii nie zostało wyczerpująco wytłumaczonych i można odnieść wrażenie, że brakowało pomysłu, jak je rozwinąć. Po seansie można odczuwać pewien niedosyt. Na przykład sposób komunikacji heptapodów poprzez logogramy, o ile sam w sobie jest niewątpliwie ciekawy, o tyle nie został wystarczająco rozbudowany. Dla kogoś, kto nie jest megafanem sci-fi, i nie zna takich kultowych produkcji jak „Moon” czy „Stalker”, może to wszystko wydawać się chwilami odstręczające i nudne. „Nowy początek” jest bowiem filmem zaskakująco minimalistycznym, kameralnym. W przeciwieństwie do epickiego „Interstellar” Christophera Nolana, czy rozrywkowego „Marsjanina” Ridleya Scotta, film Villeneuve,a daje nam tylko tyle efektów specjalnych, ile wymaga absolutne minimum. Tutaj fabuła i przesłanie z niej płynące mają wyznaczać wartość dzieła. Mimo to, kiedy efekty już się pojawiają, nie można mieć do nich większych zastrzeżeń. Wizualizacje wnętrza statku kosmitów, który zagina czasoprzestrzeń, przywołują na myśl dobrze znane fanom C. Nolana surrealistyczne sceny z „Incepcji”, a scena wybuchu bomby wewnątrz pojazdu obcych została zrealizowana po mistrzowsku. Brak akcji bywa jednak czasem męczący, szczególnie częste ujęcia wizji Louise stają się po prostu nużące. Sytuację tę naprawia trochę Jeremy Renner, grający fizyka i partnera głównej bohaterki, rzucający co jakiś czas delikatnym żartem i podtrzymujący na duchu Louise. Jest on jednym z jaśniejszych punktów w obsadzie. Amy Adams sprawia trochę wrażenie wiecznie zaspanej, a Forest Whitaker, jako wojskowy sztywniak, nie ma możliwości,aby  rozwinąć aktorskie skrzydła.

Bez wątpienia, ciekawym elementem filmu jest przedstawienie społecznych reakcji na „inwazję” kosmitów, wprost przywołujące na myśl współczesne problemy związane z kryzysem imigracyjnym: panikę wywołaną spotkaniem z nieznanym i naruszeniem struktury dotychczasowego bezpiecznego klosza przez niespodziewane, zewnętrzne czynniki. Dostajemy nawet filmowy odpowiednik Alexa Jonesa, słynnego teoretyka spiskowego, w postaci mężczyzny krytykującego pacyfistyczne działania rządu wobec kosmitów i nawołującego z ekranu do wzięcia sprawy w swoje ręce.

Kanadyjski reżyser stanął przed niełatwym zadaniem ujęcia wielu kwestii w dwugodzinnym obrazie. Głównym problemem jest zbytnia rozwlekłość, niepotrzebnych w moim odczuciu, scen. Ciągłe utarczki słowne pomiędzy protagonistką a dowództwem wojska zdają się nie mieć końca i nie prowadzą do konkluzji. Przekaz „Nowego początku”, mimo wszystko, jest pozytywny, ale miejscami nieco infantylny, gdy porównać go z innymi przedstawicielami gatunku. Stanowi jednak dobrą odskocznię od wszechobecnych blockbusterów.

Fot. materiały prasowe Paramount Pictures/UIP

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*