Rozbił faworyta, lidera rankingu ATP!

Polscy tenisiści rozpieszczają kibiców. Tak niedawno cieszyliśmy się z triumfu Igi Świątek na wielkoszlemowym French Open, a już dziś w zachwyt wprawił nas Hubert Hurkacz. O ile Iga we Francji kolejny raz dała radę i nikogo nie zaskoczyła, o tyle triumf tenisisty z Wrocławia jest sporym zaskoczeniem, zwłaszcza jego rozmiary. Rozbił Daniiła Miedwiediewa w dwóch setach: 6:1, 6:4.

Iga to królowa mączki, a Hubert to król trawy – można pokusić się o taką tezę, patrząc na wyczyny naszych reprezentantów. Polak pokonał lidera ATP w turnieju w Halle. Wybrał sobie dobry moment na taką demolkę, przecież wielkimi krokami zbliża się Wimbledon. I jak tu nie być optymistą? Trudno uniknąć euforii.

Krótko, łatwo, przekonująco. Ten mecz to był spacerek, Rosjanin nie miał nic do powiedzenia. Znowu nie panował nad emocjami. Gdy w furii wyrzucał swojego trenera na trybuny, Hubert realizował swoje założenia i mógł sięgnąć po piąty tytuł ATP w karierze, pierwszy w 2022 roku. Dzięki temu popisowi, wraca do pierwszej dziesiątki rankingu. Można stwierdzić, że napięcie pojawiło się tylko, gdy na kort… wtargnął intruz, prawdopodobnie aktywista wzywający do walki z globalnym ociepleniem (do takich incydentów dochodziło już w Anglii podczas meczów piłkarskich). 

Imponujący serwis, gra przy siatce i z głębi. Należy jednak docenić dominację Polaka i podkreślić, w których aspektach górował nad znakomitym rywalem. Zaczął z rozmachem, niespełna 20 minut i… 5:0. Dwukrotnie przełamał serwis rywala. To właśnie serwis był mocną stroną Hurkacza. Warto też wspomnieć o imponującej, przytomnej grze przy siatce, jak również precyzji przy próbach z głębi kortu. W drugim secie Miedwiediew nie dał już się upokorzyć. Nawiązał rywalizację, ale i tak na niewiele się to zdało. 6:4 i koniec meczu. Co istotne, 10. miejsce w rankingu ATP i optymizm przed występami w Londynie, oczywiście, również na trawie.

Po meczu naszemu mistrzowi dopisywał humor. Zażartował, że musi wygrać kolejny turniej, by jego amerykański trener Craig Boynton, którego złapał za brodę, w końcu ją zgoli. Nie mamy nic przeciwko, by tak się stało.

Fot. ekran tv – Polsat Sport




Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*