I tak było gorąco

Ten wieczór zdecydowanie należał do Madonny. I choć warszawskie lotnisko na Bemowie nie wypełniło się po brzegi, jak 10 lat temu na koncercie Michaela Jacksona, i tak było gorąco. Jako support wystąpił DJ Paul Oakenfold, który zremiksował najsławniejsze utwory klubowe, m.in. „Don’t Stop The Music” Rihanny, w końcu przeszedł do miksów piosenek Madonny.

Gwiazda dała na siebie trochę czekać. Najbardziej zniecierpliwieni krzyczeli Madonna, a ona nie wychodziła. Kiedy już się pojawiła, emanowała od niej niesamowicie pozytywna energia. Taneczne show, jakie pokazała, było w stu procentach dograne. Nie ma co, Madonna była i jest w świetnej formie, nie tylko fizycznej, także muzycznej!

Na koncercie nie zabrakło animowanych wizualizacji, efektownych układów tanecznych, kreacje, w jakich się ukazywała, były prowokujące, ale ukazywały jej własny zmienny wizerunek, na który długo pracowała. Widzieliśmy ją na tronie, w samochodzie, na rurze, na skakance, całującą się z tancerkami, zmieniała gitary może nie tak jak w życiu mężczyzn, ale było jej z tym do twarzy. Usłyszeliśmy wielkie przeboje, m. in. „Like A Prayer”, „La Isla Bonita”, „Human Nature” czy „Vogue”.

Wszystko było dokładnie zaplanowane, poza tym, co wydarzyło się przed utworem „You Must Love Me”. Publiczność zaśpiewała „Happy Birthday”, a potem „Sto lat”. Na chwilę Madonna zaniemówiła, po czym dodała: „Czy mi się wydaje, czy właśnie zaśpiewaliście mi Happy Birthday? Możecie to zrobić jeszcze raz?” – Wtedy białe serca z papieru poszły w górę. Na jednym z nich napisane było „Zmieniłaś moje życie”. Piosenkarka, kiedy to zobaczyła, powiedziała: „Kocham to, co robię, ale to wy zmieniacie moje życie. To najlepszy urodzinowy prezent, jaki kiedykolwiek otrzymałam”. Na koniec zaśpiewała „Give it to me”.

Fot. Natalia Prabucka

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*