Pasjonaci mogą brać w ciemno

„To dobrze, że wojna jest taka straszna; inaczej za bardzo byśmy ją polubili.” (Robert E. Lee). Pączka z dziurką temu, kto interesuje się w Polsce Wojną Secesyjną! Wiemy, że coś tam było, ale dość często myli nam się z walkami o niepodległość Stanów Zjednoczonych, chyba walczył w niej Kościuszko (tylko, że Kościuszko walczył właśnie w tej poprzedniej). I to chyba wszystko. Z drugiej strony nie ma co się dziwić. Historia naszego kraju jest na tyle obszerna i zajmująca, że na lekcjach historii nie za bardzo jest czas, aby poruszać tematy związane z USA. A szkoda, bo starcie pomiędzy siłami Północy i Południa jest wyjątkowo ciekawe pod względem i historycznym i społecznym.

“I Wish I Was In Dixie Land”
I po takim wstępie większość z was pewnie już wie, że nigdy po tę książkę nie chwyci i bardzo szybko ruszy do kolejnego tekstu na tej stronie. Mam jednak nadzieję, że osoby, które tak do końca nie zniechęciły się i dadzą mi szansę na uratowanie opinii o książce Jeffa Shaary.
Po pierwsze. Nie jest to podręcznik do historii, nie jest to też książka stricte historyczna, ani faktograficzna. Po drugie – jest po prostu świetna!
Jeff Shaara miał jeden cel. Pokazać wojnę okiem uczestnika. Nie historyków, nie królów, ani prezydentów. Chciał pokazać, jak wojna wygląda z perspektywy muszkietu. No i się udało.

Ale po kolei. Akcja powieści rozgrywa się w czasie wybuchu Wojny Secesyjnej, w początkowej fazie jej rozwoju. Przenosimy się na pola bitew pod Williamsburgiem, Fredericksburgiem, czy Chancelorsville. Jesteśmy świadkami początkowych sukcesów Południowców oraz zamieszania w armii Unionistów. Oglądamy dramat osób, które muszą wybierać pomiędzy wiernością wobec Stanów, a wobec bliskich. A to wszystko podane w naprawdę ciekawy sposób.

“The Yellow Rose of Texas”
Jak już wspomniałem, podstawą „Bogów i Generałów” jest zwykły człowiek. Powieść była pisana na podstawie listów i pamiętników uczestników wojny, więc od czasu do czasu, podczas lektury, przychodzi nam myśl: „O człowieku. To się działo naprawdę”. I dzieje się sporo. Mamy soczyste, szczegółowe opisy bitew (chyba, że takie rzeczy kręcą tylko mnie), mamy rozterki bohaterów, wspaniałe opisy XIX-wiecznej Ameryki i mnóstwo akcji.

Co mnie zaskoczyło i dało sporo do przemyślenia to ukazanie obu stron konfliktu. Żadna nie jest faworyzowana, a przecież utrwaliło nam się (jeśli cokolwiek z Wojny Secesyjnej pamiętamy), że ci Konfederaci byli be, bo wykorzystywali niewolników, a Unioniści to piewcy wolności i demokracji. No, a tu psikus! Bo i jedni i drudzy mają swoje racje. I jedni i drudzy popełnili błędy, jedni i drudzy mają wątpliwości co do Sprawy, o którą walczą. Rzadko kiedy zdarza mi się podczas czytania życzyć powodzenia i jednej i drugiej stronie. Tutaj jest to na porządku dziennym.

“Yankee Doodle”
A co może się nie podobać? Masa nazwisk, które po jakimś czasie, nieuważnemu czytelnikowi mogą sprawić trochę problemów. Także zbyt duże nagromadzenie taktycznych opisów bitew (dla mnie jest to plus, ale rozumiem, że większości osób może się to nie spodobać). Więcej minusów nie pamiętam, resztę serdecznie polecam. Dodam tylko, że „Bogowie i Generałowie” to tylko pierwsza część trylogii (chociaż pierwszą napisaną był Gettysburg).

Interesujący się historią mogą brać w ciemno. A ci, którzy lubią po prostu dobrą literaturę niech też spróbują, a nuż pokochacie generała Lee i jego dzielnych południowych chłopców.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*