W tym roku mija 10 lat odkąd pojawili się na scenie. Na każdym występie jest niemal komplet, a przed telewizorami zasiadają całe rodziny. Mają to samo nazwisko, ale nie są spokrewnieni. Nawet imiona mają na tę samą literę. O kim mowa? Oczywiście, o kabarecie Ani Mru Mru, który tworzą Michał Wójcik i Marcin Wójcik oraz Waldemar Wilkołek.
Któż nie zna słynnego „Tofika” czy „W chińskiej restauracji”… Mimo że skecze te wystawiane są przy każdej okazji, a widzowie znają je na pamięć, nadal bawią i śmieszą do łez. Wielki fenomen? Chyba tak, tym bardziej że kiedyś kabarety znane były wąskiej grupie odbiorców, kpiły z polityki i ustroju. Dziś robią to samo, ale przed liczną publicznością. Czasy się zmieniły i nikogo nie dziwi fakt wyśmiewania się z prezydenta lub premiera. Na swoje 10-lecie kabaret Ani Mru Mru przygotował trasę objazdową po Polsce.
Po jednym z występów rozmawiałam z zagorzałą jego fanką. Zapytałam od jak dawna interesuje się Ani Mru Mru i skąd wzięła się fascynacja nimi?
– Sama nie wiem od jak dawna, praktycznie, odkąd pamiętam. Uwielbiam się śmiać! Skecze Ani Mru Mru zawsze rozbawiają mnie do łez, mimo że niektóre dialogi znam niemal na pamięć – mówi tegoroczna maturzystka, Aleksandra Wymiatał. Przy takich okazjach zawsze warto zapytać czy występy na żywo są równie emocjonujące i zabawne, jak te, które oglądamy w telewizji? – Tak, dokładnie tak samo! I na żywo są fantastyczne. Chwilami nie mogłam uwierzyć, że to, co widzę dzieje się naprawdę.
W dzisiejszych czasach poczucie humoru u każdego człowieka jest inne, i granica, której nie należy przekraczać, bardzo cienka. Coś, co jedną osobę śmieszy, drugą może bulwersować. Kabaret Ani Mru Mru wystawia skecz, który jest parodią rosyjskiego zespołu Tatu. Zapytałam czy ludzie nie byli oburzeni widokiem całujących się mężczyzn? – Każdy wie, że to parodia, a pocałunek jest udawany. Poza tym, jak to określili sami wykonawcy, ten skecz zwykle wystawiają na końcu, by wstrząśnięci widzowie mogli jak najszybciej opuścić salę – opowiada z uśmiechem Aleksandra. – Według mnie, nie ma w tym nic obraźliwego, autorzy mają dystans sami do siebie.
Kiedyś kabarety były bardziej cenzurowane, jak wspominałam, wystawiane w podziemiu, znane tylko pewnej grupie odbiorców. Dziś docierają masowo do wszystkich, więc zapytałam zwolenniczkę Ani Mru Mru, co o tym myśli. – Być może politycy przestali przejmować się tym, co mówią o nich inni. Poza tym ludzie w dzisiejszych czasach są zabiegani i zestresowani. Dzięki śmiechowi, rozluźniają się, są weselsi i szczęśliwsi. Chętnie zasiadają przed telewizorem, by oderwać się od codzienności i problemów – mówi A. Wymiatał. Każdy ma swoje ulubione skecze, więc postanowiłam zapytać o to moją rozmówczynię. – Generalnie lubię wszystkie, ale moimi ukochanymi są „Maciej i smok”, „W chińskiej restauracji” oraz „Tofik”. Podziwiam Ani Mru Mru za pomysły i aktorską grę. Istnieją już dziesięć lat, są lubiani, bawią i trafiają do osób w różnym wieku. Mam nadzieję, że w kolejnych dziesięciu latach nadal będą cieszyć się równie wielką sympatią widzów. I tego im życzę.
Fot. Aleksandra Wymiatał
Dodaj komentarz