Usypiająca \”Senność\”

Nagrodzony Złotym Klakierem (nagroda dla najdłużej oklaskiwanego filmu) w Gdyni, obraz o ludziach żyjących w uporczywym letargu nie podołał presji, jaka ciążyła na jego twórcach. Reżyserka Magdalena Piekorz i scenarzysta Wojciech Kuczok zostali kilka lat temu okrzyknięci najbardziej obiecującymi twórcami młodego pokolenia. Dziś widać, że zasada, iż drugie filmy reżyserom nie wychodzą znajduje uzasadnienie, że zdobywca Nike z 2004 roku wciąż szuka swojego miejsca, wahając się czy zostać scenarzystą czy pisarzem.

Mówiąc o „Senności” trzeba przypomnieć, że na rynku istnieją dwie pozycje o tym tytule. Pierwsza to film, a druga to książka, która powstała na podstawie scenariusza, ale – co ciekawe – została wydana przed premierą kinową produkcji. Jak można się domyślać, autorem powieści jest Wojciech Kuczok, który napisał swoje dzieło po długiej przerwie. Zarówno jednak film jak i książka, ze względu na swoich autorów, zawsze będą już oceniane przez pryzmat wcześniejszych sukcesów twórców.

„Senność” jest opowieścią o trzech osobach, które brną przez swoje życie tonąc w zapomnieniu o tym w jaką rutynę popadli i jak bardzo przyzwyczaili się do swoich porażek. Adam (Rafał Maćkowiak), młody, początkujący lekarz żyje pod presją swoich rodziców, szczególnie ojca, któremu boi się przeciwstawić i z trudem przychodzi mu odmówić zamieszkania na rodzinnej wsi i ustatkowanie się w mieście. Róża (Małgorzata Kożuchowska) jest aktorką, która do niedawna jeszcze święciła swoje największe sukcesy. Wspinając się na wyżyny kariery uciekła w narkolepsję, bojąc się dopuścić do głowy myśl, że mąż ją zdradza. Robert (Michał Zawadzki), to pisarz, który kilka lat wcześniej napisał parę dobrych książek i teraz oczekuje się od niego więcej, ale żeniąc się z histeryczką i mieszkając z teściem- politykiem nie może znaleźć zarówno natchnienia, jak i spokoju. Łatwo odnaleźć tu analogie do samego scenarzysty. Po pewnym czasie ich drogi krzyżują się, a oni sami uświadamiają sobie, ile być może stracili i ile być może są w stanie uzyskać przez podjęcie odważnej decyzji.

Przed przeczytaniem „Senności”, która jest odwzorowaniem filmu, nie miałem poczucia, że oto trzymam w ręku niesamowite dzieło niesamowitego pisarza, wcale nie oczekiwałem geniuszu. I dobrze, bo książka Kuczoka jest powieścią, która od początku do końca wtajemnicza w świat dobrze prowadzonej narracji świetnym językiem, ale nie wprowadzająca niczego nowego. Od okładki do końca emocje pozostają takie same, wszystko zmierza do jasno określonego i przewidywalnego rozwiązania, a bohaterowie nie różnią się od innych postaci, tyle tylko, że mają inne imiona. Ale skoro książka nie była najlepsza, to czy wciąż miałem podstawy, by sądzić, że i film okaże się nie najlepszy?

Obraz pomija pewne sceny, które znalazły się w powieści i to jeden z wielu elementów, które zaważyły na tym, że jest o wiele gorszy niż książka, ale to wciąż pozostaje ta sama II liga, tyle tylko, że powieść zajmuje tu jedno z czołowych, a film jedno z ostatnich miejsc. „Senność” jest bowiem obrazem trywialnym, o którym wszyscy wszystko wiedzą, w którym kolejne poznawane przez nas postaci są wpasowywane w schematy, nawet pomimo nowego, jeśli chodzi o polskie kino, wątku homoseksualnego. Mam wrażenie, że przez prowadzenie fabuły przypomina on produkcje zza oceanu, korzystając ze znanych podstaw akcji: wprowadzenie do życia bohatera, uosobienie się z nim, ewentualne współczucie, punkt zwrotny, zwycięstwo dobra nad złem i wzbudzenie w widzu poczucia, że trzymanie kciuków za dobro było świetnym, ale też jedynym wyborem.
Warto wspomnieć jednak, że film posiada pewne pozytywne elementy: zdjęcia Marcina Koszałki i dosyć dobrą grę aktorów z Rafałem Maćkowiakiem na czele. To jednak wszystko czym dysponuje „Senność”, nie wspominając, oczywiście, o naturalnej zdolności do usypiania widza. Po seansie nic w moim życiu się nie zmieniło, nic nawet nie drgnęło, wszystko pozostało takie samo, a ja wyszedłem z sali zwyczajnie. Tak jak się wychodzi.

Pozostaje jedynie wierzyć, że następny film Piekorz opowie o czymś innym niż tylko ostrzeżenie przed rutyną oraz, że Kuczok napisze trochę lepszą powieść, choć do formy jego dzieła nie należy mieć większych pretensji. Miejmy także nadzieję, iż będzie się zmieniał gust publiczności, tak by nagroda Złotego Klakiera bardziej kojarzyła się z wyróżnieniem a nie z postacią kota Gargamela z popularnej bajki.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*