Gra w zielone

W ubiegły czwartek w Trzciance (Wielkopolskie) było naprawdę gorąco. Bynajmniej nie tylko dzięki słońcu. Do akcji bowiem przystąpili pracownicy jednej z większych miejscowych firm. W spektakularny sposób rozegrali kolejny etap tytułowej gry.

Żeby jednak oceniać to, co zaszło, najpierw trzeba przytoczyć istotę rozgrywki. Jest to wojna ekonomiczno-ekologiczna. Zachęcone okazją do wpompowania setek tysięcy „zielonych” , kierownictwo firmy Joskin (nota bene: „barwa klubowa” spółki to właśnie zieleń) postanowiło otworzyć kolejny dział: ocynkownię. Pomysł nie spodobał się jednak ekologicznym grupom, na czele z Mariuszem G. Zaczęli oni snuć apokaliptyczne wizje totalnej destrukcji, jaka wraz z cynkiem miała spadać na zielone płuca miasta. Nie przekonują argumenty o miejscach pracy, nie dociera to, że technika postępuje i zanieczyszczenia będą skutecznie blokowane. Były górnik, zgodnie ze swoją profesją, drążył temat dalej. Zdołał omamić miejscowych radnych, którzy w marcu 2010 wydali nieprzychylną zakładowi decyzję, która hamowała rozwój. W końcu, po roku bezsensownej przepychanki, dyrekcja Joskin wytoczyła ostatnie działa. Argument był prosty: „Albo dajecie pozwolenie na otwarcie ocynkowni, albo zwijamy cały interes i przenosimy go na Ukrainę”

To stanowisko przelało czarę goryczy. Pracownicy w obawie przed utratą stanowisk, zaczęli organizować rozmaite formy protestów. Od delegacji w Urzędzie Miejskim, po „nawiedzenie” domu pana G. Punktem kulminacyjnym było czwartkowe popołudnie. Jeszcze przed godz. 12 pod ratuszem zebrała się 150-osobowa grupa pracowników oraz osób spoza zakładu. Wszystko po to, by w czasie trwania sesji Rady Miejskiej, wywrzeć wpływ na rajców. Były transparenty, okrzyki, syreny i blokada drogi. Całość, mimo wszystko, przebiegła spokojnie. Zapewne spory efekt psychologiczny na demonstrantów wywołała obecność niewyobrażalnej, jak na to skromne miasto, liczby policjantów. Wśród licznie zgromadzonych gapiów przeważały głosy poparcia. Również kierowcy, mimo sporych korków, wykazali się zrozumieniem.

Opłacał się ten protest. Dzięki zamieszaniu na ulicy oraz wstawiennictwu delegatów, których spośród protestujących wybrano do wejścia na sesję, udało się wypracować kompromis. Radni zmienili swoje stanowisko w tej sprawie. Wszystko wskazuje więc na to, że inwestycja ruszy, miejsca pracy zostaną uratowane. Ba! Na nowy dział też trzeba przyjąć kogoś nowego. „Zielone” zaczną napływać. Zieleń miejska natomiast przez dwa lata będzie bacznie obserwowana przez Inspekcję Ochrony Środowiska. To ma gwarantować czystość i bezpieczeństwo.

Podsumowanie nasuwa się więc samo. Duch Solidarności jeszcze w nas nie zginął. Gdy tylko idzie o nasze dobro, potrafimy choćby najbardziej spektakularnymi metodami walczyć o swoje. Chociaż trzcianeckie protesty nie były tak widowiskowe, jak te, które znamy z polskiej historii, to czuć było jednak działanie tej pięknej, solidarnościowej mocy.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*