Kiedy niemożliwe staje się możliwe

Obecnie nie ma już chyba osoby, która choć raz nie słyszała nazwiska Remigiusz Mróz. Trzydziestotrzyletni prawnik, mający na swoim koncie już trzydzieści siedem powieści przez jednych jest uwielbiany, a przez innych wręcz przeciwnie.

Te dwie grupy różni odpowiedź na jedno zwykłe pytanie – czy za taką szybkością pisania idzie również dobra jakość? W samym 2019 roku pisarz wydał pięć powieści, a do pięciu innych sprzedał prawa do ekranizacji. Czy zatem mamy do czynienia z geniuszem literackich zbrodni? Myślę, że najlepiej będzie, jeżeli twórczość sama za siebie odpowie na to pytanie.

Najnowszą książką Mroza, wydaną pod koniec 2019 roku, jest „Iluzjonista”. Dla wielu fanów okazała się ogromną niespodzianką, ale także spełnieniem cichych nadziei na kontynuację historii Gerarda Edlinga, która zaczęła się trzy lata wcześniej w „Behawioryście”. Poznajemy wtedy byłego prokuratora jako przegranego życiowo człowieka. Stracona praca, nieszczęśliwe małżeństwo oraz bagaż bardzo trudnych i mrocznych emocji. Bywa irytujący ze swoim podejściem do życia oraz dobrymi manierami. Ma jednak dwa niepowtarzalne talenty. Po pierwsze jest mistrzem w czytaniu mowy ciała, a po drugie jest najmocniejszym magnesem na psychopatów, którzy za wszelką cenę chcą wciągnąć go w swoją grę. W „Iluzjoniście” Gerard zdaje się uporządkować częściowo swoje życie, aby poprawić relacje ze swoim synem, którego wcześniej zaniedbywał. Oczywiście nie trwa to zbyt długo.

Iluzja

Akcja rozkręca się stosunkowo szybko. Już na pierwszych stronach powieści Gerard zostaje poproszony o pomoc w sprawie tajemniczego morderstwa. Na jednym z opolskich kąpielisk zostaje znaleziona kobieta, na której ciele został wypalony znak zapytania. Dodatkowo ofiara zdaje się stać na wodzie, mimo że niczym nie jest podtrzymywana. Były prokurator szybko orientuje się, że jest to zwykła sztuczka magiczna z wykorzystaniem pleksiglasu. Równie szybko orientuje się, że ma do czynienia z naśladowcą piekielnie groźnego psychopaty sprzed trzydziestu lat. Pojawia się jeden zasadniczy problem. Naśladowca nie ma prawa znać wszystkich szczegółów tamtego śledztwa, a jednak sprytnie nimi żongluje, dodając do nich swój okrutny artyzm.

Trzeba przyznać, że autor trafnie dobrał zagadki i sztuczki do wprowadzanych zwrotów akcji. Dzięki temu, tytułowy Iluzjonista wciąga w swoją grę nie tylko Gerarda Edlinga, ale również czytelnika. Niemałą satysfakcję daje odgadnięcie samemu rozwiązania zagadki przed upływem wyznaczonego czasu.

Morderstwa

Czytając ostatnio ukazujące się kryminały, odnoszę wrażenie, że im bardziej krwawe, brutalne i efektowne są zbrodnie, tym chętniej są czytane. W tym przypadku nie ma wyjątku. Mróz nie raz pokazał, że potrafi tworzyć wymyślne zbrodnie (jak chociażby cały Koncert Krwi w „Behawioryście”). W przypadku „Iluzjonisty” zadał sobie trud i wyszukał co bardziej zadziwiające sztuczki magiczne i zagadki, aby morderstwa, lub pseudomorderstwa, były jak najbardziej widowiskowe. Część z nich jest emitowana w internecie, aby dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Dodatkowo umożliwia każdemu uczestnikowi Spektaklu Krwi komentowanie całego wydarzenia. Nie jest to pozbawione sensu. Iluzjonista próbuje w ten sposób pokazać prawdę o nas samych, o tym, co zrobiliśmy z naszym człowieczeństwem i na jakie obrzydliwości godzimy się w sieci.

O tym wszystkim możemy dowiedzieć się z ust Gerarda: „Pokaże nam, jaką drogę przeszliśmy. Od reality show, przez patostreaming aż po to, czego on się dopuszcza. Udowodni, że kierują nami coraz gorsze instynkty. Że łakniemy coraz bardziej bulwersującej rozrywki i że gotowi jesteśmy przyklaskiwać każdemu, kto nam ją zapewnia”.

Odkryjmy tajemnice PRL-u

Historia pisana jest dwutorowo. Z jednej strony mamy teraźniejsze zdarzenia, a z drugiej te, które dotyczą śledztwa prowadzonego przed laty. Wątki są prowadzone niemal symetrycznie – sprawy przeplatają się i są przedstawiane na podobnym etapie. Wymaga to od czytelnika pewnego skupienia, ale dzięki dobrze skonstruowanemu tłu czasów PRL-u, nie powinno być większego problemu. Tutaj również widać, że autor odrobił pracę domową. Na płaszczyźnie politycznej udało mu się oddać klimat działalności Służby Bezpieczeństwa, wpływu PZPR-u, a także „przyjaciółki” Rosji. Kłamstwa, oszustwa i brak kręgosłupa moralnego w aparacie władzy odbijały się zawsze na niewinnych ludziach.

W tamtym czasie Gerard dopiero zaczynał swoją pracę w prokuratorze. Sprawa Iluzjonisty sprzed 30 lat pokazała mu wtedy jak bardzo obywatele, a przede wszystkim wymiar sprawiedliwości, nie mają nic do powiedzenia oraz jak bardzo są bezsilni. Kontekst PRL-u, oczywiście, jest ukazany także w życiu Edlinga. Kiedy wymienia malucha na zastavę, budzi powszechną zazdrość. Natomiast kochanka proponująca mu papierosy Popularne, nazywając je „schabowymi”, oddaje jakiś urok tamtych czasów. Jednakże kiedy po raz kolejny czytałam, że mieszkanie Gochy było przy placu Lenina, to zaczął mi doskwierać przesyt tej nazwy.

Najważniejsza w tym wszystkim jest jednak możliwość poznania przeszłości Gerarda Edlinga. Tego, jak układały się jego relacje z kobietami, dlaczego małżeństwo było takie nieudane oraz dlaczego w ogóle zainteresował się mową ciała i umiejętnością jej interpretacji.

„Iluzjonista” jest dowodem na to, że Remigiusz Mróz ma pazur do pisania dobrych kryminałów i potrafi wciągnąć czytelnika w toczące się w nich gry. Podczas czytania nie brakuje dreszczyku emocji, ciekawych zagadek i hipnotyzujących morderstw. Dajcie się zamrozić w niebezpiecznym świecie iluzji.

justyna.furmaniak11@gmail.com

Fot. Justyna Furmaniak

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*