Ratując język od utraty znaczenia

Po finałowym występie, rozmawiam ze zwyciężczynią tego wieczoru, Martyną Rogacką. O tym, co różni i łączy slam i poezję, o tym dlaczego warto być na scenie autentycznym i o, dającym szansę młodym twórcom, projekcie Połów Literacki. Martyna jest młodą poetką, studiuje filologię polską (drugi stopień), a swoją pracę licencjacką poświęciła właśnie slamowi.

Nie­któ­rzy – 

czy­li nie wszy­scy. 

Na­wet nie więk­szość wszyst­kich ale mniej­szość. 

Nie li­cząc szkół, gdzie się musi, 

i sa­mych po­etów, 

bę­dzie tych osób chy­ba dwie na ty­siąc.

Wisława Szymborska, “Niektórzy lubią poezję”

W utworze lirycznym polskiej noblistki zdaje się wybrzmiewać pewna wątpliwość co do ludzkich uczuć wobec poezji. W pierwszej kolejności można by zastanawiać się czy poezję w ogóle da się lubić, a jeśli już, to w jaki sposób się tę sympatię okazuje. Czy zarywając noce i zaczytując się mniej lub bardziej uznanymi klasykami? Czy sypiąc jak z rękawa rymowanymi cytatami przy dowolnej okazji? Może wreszcie pieczołowicie skrobiąc wersy do własnej szuflady ze łzami w oczach i nadzieją na osobiste oczyszczenie? 

Trudno jednoznacznie i z pełnym przekonaniem odpowiedzieć czym właściwie jest poezja i jak ją należycie celebrować. Na to ostatnie istnieje wiele możliwości. Jedną z nich jest dość niezwykłe spotkanie, jakim można nazwać slam. Jest to konkurs, w którym o tym, kto przejdzie do następnej rundy decyduje publiczność. Uczestnik ma zwykle 3 minuty na przedstawienie utworu, którego sam jest autorem. 

Rozgrywek tych można doświadczyć na scenach poznańskich pubów, a w okresie letnim nawet na świeżym powietrzu. Organizatorem wydarzenia jest Fundacja KulturAkcja. Jeden z zeszłorocznych slamów zainspirował mnie do przeprowadzenia w wywiadu z osobą, której wiersze najbardziej spodobały się głodnej liryki publiczności.

– Czy to twój pierwszy wygrany slam?

– Drugi, dwa tygodnie temu też udało mi się wygrać. Dziwili się, że nie występuję […] pytali: dlaczego nie? Więc stwierdziłam: dlaczego nie…

– Ile slamów potrzeba, by zacząć wygrywać?

– Na pierwszym byłam w lipcu w ubiegłym, ale jako widz chodzę od dwóch lat i można powiedzieć, że przez ten czas się osłuchałam. Do niedawna bałam się występować, ale też moje teksty nie były aż tak dobre i sama to wiedziałam, więc jeszcze ich nie czytałam. Brałam jednak udział w takim projekcie, jak Połów Literacki. Jest on organizowany przez Biuro Literackie w ramach festiwalu w Stroniu Śląskim. Podczas festiwalu tworzone są także pracownie, między innymi Pracownia Otwarta Wierszem. To do niej się dostałam, wraz z innymi początkującymi twórcami. Kiedy mówiłam im, że chodzę na slamy, ale sama nie przedstawiam swoich utworów, bardzo się dziwili, bo oni wszyscy występowali. Pytali: dlaczego nie? Więc stwierdziłam: No właśnie, dlaczego nie? 

Dało mi to kopa, miałam swój debiut w lipcu i przegrałam wtedy w pierwszej rundzie. Za drugim razem doszłam do półfinału. Później pojechałam jeszcze do Gniezna, na kolejny slam i nie poszło mi najlepiej, ale przynajmniej oswoiłam się z mikrofonem. Bo na samym początku byłam przerażona. 

– Widziałam dzisiaj opanowanie, luźne podejście. Odniosłam wrażenie, że ten finałowy wiersz był bardzo osobisty. Czy takie otwarcie się jest dla ciebie trudne?

– Pisałam licencjat o slamie i wspominałam w nim między innymi o tym, czym różni się literatura slamu od literatury drukowanej. Jedną z tych rzeczy jest to, że wielu slamerów pisze o sobie, pisze teksty bardzo osobiste, ale też polityczne, co zresztą było dzisiaj szczególnie widoczne. Wydaje mi się, że slam u mnie działa, bo piszę też głównie o sobie. I to nie jest dla mnie w ogóle problem, żeby przeczytać na slamie coś prywatnego. Piszę też poezję “nieslamową” i wiem, że te wiersze na slamie by nie zadziałały, bo są za krótkie, zbyt metaforyczne, albo trzeba nad nimi usiąść, żeby je dobrze zrozumieć albo po prostu nie są gotowe. 

– Twoim zdaniem,  slam jest raczej środkiem do celu, aniżeli celem samym w sobie?

– Myślę, że część twórców może tak to odbierać. Dążą raczej do bycia postrzeganymi jako poeci, a nie slamerzy. Dla mnie jest w tych slamowych spotkaniach coś jeszcze – mogę porozmawiać z kimś o poezji, a na co dzień czuję, że nikogo to nie interesuje. Dlatego też Połów Literacki był dla mnie wyjątkowym przeżyciem, bo spędziłam trzy dni w jednym miejscu z osobami, które zajmują się liryką. I każdy z ma swoją wizję, jak powinno się pisać.

– Czujesz, że nie masz z kim porozmawiać o poezji?

– Wydaje mi się, że na co dzień nie mam ani jednej takiej osoby. Jedynie znajomi mogą mi trochę doradzić, co im się w moich tekstach podoba, a co nie. I dzięki temu wiem, co się na slamie lepiej przyjmie. Są jednak laikami i nie powiedzą mi dokładnie,  co mogę  zmienić.

– Czyli mam rozumieć, że jesteś skłonna do zmian? Nie masz podejścia na zasadzie: “Com napisał – napisałem.” I koniec. Czy jednak poezja jest dla ciebie żywym organizmem?

– Jestem pierwszym krytykiem swoich wierszy, i to bardzo surowym. Bardzo długo “kiszę”  teksty. Utwór, który czytałam w finale, ma dwa lata. Ale jak jestem w trakcie pracy nad wierszem, to bardzo sobie cenię, gdy ktoś mi faktycznie powie, co mogę zmienić. Choć, jak mówiłam, nie mam się nawet za bardzo od kogo odbić, tylko ten festiwal trochę to zmienił. Ale czy poezja to żywy organizm? Hmm, na slamie jest. Tu jest inaczej, mamy do czynienia z improwizacją. Jeszcze nie czuję się na tyle swobodnie, aby spontanicznie wymyślać nowe teksty, jeszcze nie czuję się taką zupełną slamerką, ale – nie ukrywam – miło jest wygrać. (śmiech)

– Też myślę, że miło. Widzę jednak, że – oprócz tych oczywistych różnic między slamem a poezją – jest gdzieś taka gruba linia, która je oddziela. Według ciebie, to nigdy nie będzie jedna rodzina?

– Niezupełnie. Wiadomo, że to się gdzieś łączy. W obu przypadkach jest poezja.  Ale slam po prostu wymaga, z uwagi na to, że słucha się tego na żywo, że trzeba być sobą. Myślę, że dlatego też mi to wychodzi, bo jestem bardzo ekspresyjna i przez to lepiej czuje się tekst, gdy się mnie widzi. A jak tylko się go czyta, to może być problem z takim utożsamieniem się z utworem, wczuciem się w klimat wiersza. Mam wrażenie, że język ma coraz mniejszą wagę, a w slamie nagle ma jakieś znaczenie. 

– Lepiej się czujesz, jak czytasz utwory, niż jak je publikujesz?

– Wiadomo, że jest ogromna satysfakcja w publikacji, ale w slamie podoba mi się, że to słowo żyje. Że nagle język ma jakiś sens, jakieś znaczenie. Tak jak teraz, jeśli chodzi o politykę, czy społeczeństwo, mam wrażenie, że język ma coraz mniejszą wagę. A w slamie widzę taki powrót, że można coś powiedzieć i to ma znacznie. 

– Z pewnością coś w tym jest. W takim razie liczę, że wkrótce ukaże się twoja publikacja, a tymczasem do zobaczenia na slamowej scenie.

– Dziękuję. I do zobaczenia! 

Fot. Marta Wieczorek/Fundacja KulturAkcja

1 Komentarz do Ratując język od utraty znaczenia

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*